rekolekcyjno-warsztatowo-zawodowa przerwa w nadawaniu, do usłyszenia pod koniec miesiąca
dziś ja proszę Was o modlitwę i łaskę siły
maciej
poniedziałek, 21 października 2013
niedziela, 20 października 2013
drobne różnice o wielkim znaczeniu
Oto co do nas najczęściej mówiono, gdy byliśmy dziećmi:
Stój prosto, ruszaj się, bądź cicho, pospiesz się, nie dotykaj, uważaj, zjedz wszystko, umyj zęby, nie pobrudź się, pobrudziłeś się, nie mów tyle; powtórz co ci powiedziałem; powiedz: przepraszam, przywitaj się, chodź tutaj, nie chodź za mną bez przerwy, idź się pobawić, nie przeszkadzaj, nie biegaj, nie spoć się; uważaj, bo upadniesz; mówiłem, że upadniesz; to twoja wina, nigdy nie uważasz, nie potrafisz, jesteś za mały, sam to zrobię, teraz jesteś duży, połóż się spać, wstań, zrobisz to później, mam dużo roboty, pobaw się sam, okryj się, nie wychodź na słońce, nie mówi się z pełnymi ustami.
A oto, co chcielibyśmy, by do nas mówiono, gdy byliśmy dziećmi:
Kocham cię, jesteś piękny, jesteśmy szczęśliwi, że cię mamy, porozmawiajmy trochę o tobie, znajdziemy trochę czasu tylko dla nas; jak się czujesz?; jesteś smutny, boisz się?; dlaczego nie chcesz?, jesteś wspaniały, jesteś delikatny i mięciutki, jesteś wrażliwy; opowiedz mi co czułeś; jesteś szczęśliwy; lubię, gdy się śmiejesz; możesz popłakać jeśli chcesz; jesteś niezadowolony, co cię martwi?; co cię zdenerwowało?; możesz powiedzieć wszystko, co chcesz; ufam ci, lubię cię, ty mnie lubisz; kiedy mnie nie lubisz?; słucham cię, jesteś zakochany, co o tym sądzisz, lubię być z tobą, mam ochotę z tobą porozmawiać; chcę cię wysłuchać, kiedy jesteś nieszczęśliwy ; podobasz mi się taki, jaki jesteś; jak pięknie być razem; powiesz mi jeśli nie mam racji.
Stój prosto, ruszaj się, bądź cicho, pospiesz się, nie dotykaj, uważaj, zjedz wszystko, umyj zęby, nie pobrudź się, pobrudziłeś się, nie mów tyle; powtórz co ci powiedziałem; powiedz: przepraszam, przywitaj się, chodź tutaj, nie chodź za mną bez przerwy, idź się pobawić, nie przeszkadzaj, nie biegaj, nie spoć się; uważaj, bo upadniesz; mówiłem, że upadniesz; to twoja wina, nigdy nie uważasz, nie potrafisz, jesteś za mały, sam to zrobię, teraz jesteś duży, połóż się spać, wstań, zrobisz to później, mam dużo roboty, pobaw się sam, okryj się, nie wychodź na słońce, nie mówi się z pełnymi ustami.
A oto, co chcielibyśmy, by do nas mówiono, gdy byliśmy dziećmi:
Kocham cię, jesteś piękny, jesteśmy szczęśliwi, że cię mamy, porozmawiajmy trochę o tobie, znajdziemy trochę czasu tylko dla nas; jak się czujesz?; jesteś smutny, boisz się?; dlaczego nie chcesz?, jesteś wspaniały, jesteś delikatny i mięciutki, jesteś wrażliwy; opowiedz mi co czułeś; jesteś szczęśliwy; lubię, gdy się śmiejesz; możesz popłakać jeśli chcesz; jesteś niezadowolony, co cię martwi?; co cię zdenerwowało?; możesz powiedzieć wszystko, co chcesz; ufam ci, lubię cię, ty mnie lubisz; kiedy mnie nie lubisz?; słucham cię, jesteś zakochany, co o tym sądzisz, lubię być z tobą, mam ochotę z tobą porozmawiać; chcę cię wysłuchać, kiedy jesteś nieszczęśliwy ; podobasz mi się taki, jaki jesteś; jak pięknie być razem; powiesz mi jeśli nie mam racji.
Jest wokół ciebie wielu dorosłych,
którzy nadal czekają na słowa,
jakie chcieli usłyszeć, gdy byli dziećmi.
Szarpiąc nerwowo pasek torebki
pewna kobieta powiedziała:
„Wiem, ze mój mąż potrafi być czuły i wyrozumiały.
Zawsze jest taki dla naszego psa”.
którzy nadal czekają na słowa,
jakie chcieli usłyszeć, gdy byli dziećmi.
Szarpiąc nerwowo pasek torebki
pewna kobieta powiedziała:
„Wiem, ze mój mąż potrafi być czuły i wyrozumiały.
Zawsze jest taki dla naszego psa”.
takie sobie...życie
"Niósł w sobie ranę duszy i bronił jej
oczu,
od słów, od dotknięcia i drżał w lęku,
że ból będzie większy, że zranienie okaże
się śmiertelne...
Obcy myśleli, że to pogarda, pycha...
Tego nie można było wyjaśnić...
to było do samotnego wycierpienia."
sobota, 19 października 2013
odnaleźć Bożą mądrość
Każdy z nas staje w życiu twarzą w twarz z sytuacjami, które wydają się nam mówić, że Pan Bóg jest okrutny. Czasami także natrafiamy w Piśmie Świętym na takie fragmenty, które podobnie zdają się pokazywać twardą i nieugiętą naturę Boga.
Owe sytuacje z naszego życia albo z Biblii wydaja się nam trudne do pogodzenia z wiarą i jej sensem.
Wówczas cierpimy, ponieważ nie potrafimy odnaleźć w tym Bożej mądrości, która w tym wszystkim się znajduje.
Jednak ten ból jest błogosławiony, ponieważ pobudza do poszukiwań i najczęściej odnajdujemy w tych trudnych sytuacjach taka głębię, jakiej się nie spodziewaliśmy.
Podobna sytuację przeżyli choćby Matka Boża i św. Józef, kiedy zaginął im mały Jezus.
Kiedy i my przechodzimy cierpienie i doświadczenia czasami ponad nasze siły, rozglądamy się z niepokojem za Chrystusem, a On jakby nam zaginął, jakby nas zostawił samych sobie.
Nie ma wówczas rzeczy ważniejszej niż to, żeby nie uwierzyć takim odczuciom. Należy nawet wbrew wszystkiemu wierzyć Chrystusowi, że nie kłamał, kiedy nam obiecywał, iż będzie z nami po wszystkie dni aż do skończenia świata.
Owe sytuacje z naszego życia albo z Biblii wydaja się nam trudne do pogodzenia z wiarą i jej sensem.
Wówczas cierpimy, ponieważ nie potrafimy odnaleźć w tym Bożej mądrości, która w tym wszystkim się znajduje.
Jednak ten ból jest błogosławiony, ponieważ pobudza do poszukiwań i najczęściej odnajdujemy w tych trudnych sytuacjach taka głębię, jakiej się nie spodziewaliśmy.
Podobna sytuację przeżyli choćby Matka Boża i św. Józef, kiedy zaginął im mały Jezus.
Kiedy i my przechodzimy cierpienie i doświadczenia czasami ponad nasze siły, rozglądamy się z niepokojem za Chrystusem, a On jakby nam zaginął, jakby nas zostawił samych sobie.
Nie ma wówczas rzeczy ważniejszej niż to, żeby nie uwierzyć takim odczuciom. Należy nawet wbrew wszystkiemu wierzyć Chrystusowi, że nie kłamał, kiedy nam obiecywał, iż będzie z nami po wszystkie dni aż do skończenia świata.
Izaak - on się uśmiecha
Na swojej dłoni złożyłeś nas wszystkich, własne stworzenie i rąk Twoich dzieło.
(brewiarz)
Przez doświadczenia objawiasz Panie cierpiącym Swoje oblicze.
(brewiarz)
Dam
wam serce nowe i nowego ducha tchnę w
wasze wnętrze.
(Ez
36, 26)
On
daje to, o co wołają.
(Ps 147)
Każdy przyjaciel, każdy człowiek, który znajduje miejsce w naszym sercu, wiele dla nas znaczy, jak czas, który razem spędzamy. Wszystko inne jest bez znaczenia.
(film: tuż po weselu - swoją drogą bardzo polecam)
piątek, 18 października 2013
nakarm swoje serce pokojem
Nakarm swoje serce pokojem.
Znaczy to: żyj w pokoju sam ze sobą.
Jeśli serce jest pełne nienawiści i egoizmu,
rozum nigdy nie znajdzie dróg prowadzących do pokoju.
Pokój zaczyna się tam, gdzie żądza i nienawiść ustają.
Świat nie odmieni się nigdy przemocą,
bez udziału serca.
Znaczy to: żyj w pokoju sam ze sobą.
Jeśli serce jest pełne nienawiści i egoizmu,
rozum nigdy nie znajdzie dróg prowadzących do pokoju.
Pokój zaczyna się tam, gdzie żądza i nienawiść ustają.
Świat nie odmieni się nigdy przemocą,
bez udziału serca.
Nakarm swoje serce pokojem.
znaczy to: tchu nabierz w ciszy.
Bądź jednością ze wszystkim, co żyje i obumiera.
Koniec z codziennymi, małymi wojnami.
Wszelkie objawy przemocy we własnym wnętrzu usuń gestami pojednania.
znaczy to: tchu nabierz w ciszy.
Bądź jednością ze wszystkim, co żyje i obumiera.
Koniec z codziennymi, małymi wojnami.
Wszelkie objawy przemocy we własnym wnętrzu usuń gestami pojednania.
Nakarm swoje serce pokojem.
Znaczy to: potraktuj wszystko z szacunkiem,
zwłaszcza to słabe, które może łatwo czuć się dotknięte.
Zwróć uwagę na wszystko, co przyczynia się
do uszczęśliwienia innych.
Nie będzie żadnego pokoju na świecie dopóty,
dopóki nie zaistnieje pokój
w twoim i moim sercu.
Znaczy to: potraktuj wszystko z szacunkiem,
zwłaszcza to słabe, które może łatwo czuć się dotknięte.
Zwróć uwagę na wszystko, co przyczynia się
do uszczęśliwienia innych.
Nie będzie żadnego pokoju na świecie dopóty,
dopóki nie zaistnieje pokój
w twoim i moim sercu.
nawet małą rzecz...
Pewna dwunastoletnia dziewczynka
napisała kiedyś w swoim dzienniczku:
napisała kiedyś w swoim dzienniczku:
"Jesteśmy ludźmi przyszłości,
to my musimy ulepszać sytuację.
Najgorszą rzeczą jest nic nie robić i patrzeć,
jak ten biedny świat się rozpada.
Wołamy: niech żyje pokój, a prowadzimy wojnę.
Powtarzamy: precz z narkotykami, a zabijamy sprawiedliwych.
to my musimy ulepszać sytuację.
Najgorszą rzeczą jest nic nie robić i patrzeć,
jak ten biedny świat się rozpada.
Wołamy: niech żyje pokój, a prowadzimy wojnę.
Powtarzamy: precz z narkotykami, a zabijamy sprawiedliwych.
A przecież nie jest postanowione,
że nie można skończyć z tym wszystkim.
że nie można skończyć z tym wszystkim.
Chciałabym Ci powiedzieć,
jeżeli jesteś smutny z powodu nienawiści w świecie,
nie płacz i nie trać nadziei, ale zrób coś,
nawet coś małego!"
jeżeli jesteś smutny z powodu nienawiści w świecie,
nie płacz i nie trać nadziei, ale zrób coś,
nawet coś małego!"
św. Łukasz - święto Ewangelisty
Rodzinnym miastem św. Łukasza była Antiochia Syryjska. Był poganinem, a nie Żydem. Naukę Chrystusa Łukasz przyjął przed przystąpieniem do św. Pawła. Nie należał do 72 uczniów Pana Jezusa.
Z zawodu Łukasz był lekarzem, jak o tym pisze wprost św. Paweł Apostoł (Kol 4, 14). Należał do ludzi wykształconych i doskonale obeznanych z ówczesną literaturą. Świadczy o tym jego piękny język grecki, kronikarska dokładność informacji i umiejętność zdobywania źródeł. Jego znajomość judaizmu jest powierzchowna, a łacińskie imię wskazuje na jego pochodzenie.
Łukasz zostawił po sobie dwie bezcenne pamiątki, które zaskarbiły mu wdzięczność całego chrześcijaństwa. Są nimi Ewangelia i Dzieje Apostolskie.
Chociaż sam prawdopodobnie nie znał Jezusa, to jednak badał świadków i od nich jako z pierwszego źródła czerpał wszystkie wiadomości. Formę i układ swej Ewangelii upodobnił do tekstu poprzedników, czyli do Mateusza i Marka. Ubogacił ją jednak w wiele cennych szczegółów, które tamci pominęli w swoich relacjach. Jako jedyny przekazał scenę zwiastowania i narodzenia Jana Chrzciciela i Jezusa, nawiedzenie św. Elżbiety, pokłon pasterzy, ofiarowanie Jezusa i znalezienie Go w świątyni - jest więc autorem tzw. Ewangelii Dzieciństwa Jezusa. Zawdzięczamy mu niejeden szczegół z życia Matki Bożej. On także przekazał pierwsze wystąpienie Jezusa w Nazarecie i próbę zamachu na Jego życie, wskrzeszenie młodzieńca z Nain, opowiadanie o jawnogrzesznicy w domu Szymona faryzeusza, o posługiwaniu pobożnych niewiast, zapisał okrzyk niewiasty: "Błogosławione łono, które Cię nosiło", gniew Apostołów na miasto w Samarii, rozesłanie 72 uczniów oraz przypowieści: o miłosiernym Samarytaninie, o nieurodzajnym drzewie, o zaproszonych na gody weselne, o zgubionej owcy i drachmie, o synu marnotrawnym, o przewrotnym włodarzu, o bogaczu i Łazarzu. Przekazał nam scenę uzdrowienia dziesięciu trędowatych i nawrócenie Zacheusza.
Bardzo cennym dokumentem są także Dzieje Apostolskie. Jest to bowiem jedyny dokument o początkach Kościoła, mówiący o tym, co się działo po wniebowstąpieniu Jezusa. Ponieważ w wielu wypadkach Łukasz sam był uczestnikiem opisywanych wydarzeń, związanych z podróżami apostolskimi św. Pawła, dlatego przekazał ich przebieg z niezwykłą sumiennością.
Według legendy malował portrety Jezusa, apostołów, a zwłaszcza Maryi, Matki Bożej. Dante określił Łukasza "historykiem łagodności Chrystusowej".
Nie wiemy, gdzie znajduje się grób św. Łukasza. Przyznają się do posiadania jego relikwii Efez, Beocja, Wenecja i Padwa. Przez długie wieki pokazywano i czczono relikwie św. Łukasza w Konstantynopolu. Tam miały być przeniesione za cesarza Justyniana (ok. 527). Potem relikwie przewieziono do Wenecji, a stąd w czasie najazdu Węgrów miały być umieszczone dla bezpieczeństwa w Padwie (899). Do dnia dzisiejszego pokazują je tam w kaplicy bazyliki św. Justyny.
Z zawodu Łukasz był lekarzem, jak o tym pisze wprost św. Paweł Apostoł (Kol 4, 14). Należał do ludzi wykształconych i doskonale obeznanych z ówczesną literaturą. Świadczy o tym jego piękny język grecki, kronikarska dokładność informacji i umiejętność zdobywania źródeł. Jego znajomość judaizmu jest powierzchowna, a łacińskie imię wskazuje na jego pochodzenie.
Łukasz zostawił po sobie dwie bezcenne pamiątki, które zaskarbiły mu wdzięczność całego chrześcijaństwa. Są nimi Ewangelia i Dzieje Apostolskie.
Chociaż sam prawdopodobnie nie znał Jezusa, to jednak badał świadków i od nich jako z pierwszego źródła czerpał wszystkie wiadomości. Formę i układ swej Ewangelii upodobnił do tekstu poprzedników, czyli do Mateusza i Marka. Ubogacił ją jednak w wiele cennych szczegółów, które tamci pominęli w swoich relacjach. Jako jedyny przekazał scenę zwiastowania i narodzenia Jana Chrzciciela i Jezusa, nawiedzenie św. Elżbiety, pokłon pasterzy, ofiarowanie Jezusa i znalezienie Go w świątyni - jest więc autorem tzw. Ewangelii Dzieciństwa Jezusa. Zawdzięczamy mu niejeden szczegół z życia Matki Bożej. On także przekazał pierwsze wystąpienie Jezusa w Nazarecie i próbę zamachu na Jego życie, wskrzeszenie młodzieńca z Nain, opowiadanie o jawnogrzesznicy w domu Szymona faryzeusza, o posługiwaniu pobożnych niewiast, zapisał okrzyk niewiasty: "Błogosławione łono, które Cię nosiło", gniew Apostołów na miasto w Samarii, rozesłanie 72 uczniów oraz przypowieści: o miłosiernym Samarytaninie, o nieurodzajnym drzewie, o zaproszonych na gody weselne, o zgubionej owcy i drachmie, o synu marnotrawnym, o przewrotnym włodarzu, o bogaczu i Łazarzu. Przekazał nam scenę uzdrowienia dziesięciu trędowatych i nawrócenie Zacheusza.
Bardzo cennym dokumentem są także Dzieje Apostolskie. Jest to bowiem jedyny dokument o początkach Kościoła, mówiący o tym, co się działo po wniebowstąpieniu Jezusa. Ponieważ w wielu wypadkach Łukasz sam był uczestnikiem opisywanych wydarzeń, związanych z podróżami apostolskimi św. Pawła, dlatego przekazał ich przebieg z niezwykłą sumiennością.
Według legendy malował portrety Jezusa, apostołów, a zwłaszcza Maryi, Matki Bożej. Dante określił Łukasza "historykiem łagodności Chrystusowej".
Nie wiemy, gdzie znajduje się grób św. Łukasza. Przyznają się do posiadania jego relikwii Efez, Beocja, Wenecja i Padwa. Przez długie wieki pokazywano i czczono relikwie św. Łukasza w Konstantynopolu. Tam miały być przeniesione za cesarza Justyniana (ok. 527). Potem relikwie przewieziono do Wenecji, a stąd w czasie najazdu Węgrów miały być umieszczone dla bezpieczeństwa w Padwie (899). Do dnia dzisiejszego pokazują je tam w kaplicy bazyliki św. Justyny.
czwartek, 17 października 2013
szafelnia - niewiara, błahostki, prośby - 101 drobiazgów
Zwinąwszy księgę oddał słudze i usiadł; a oczy wszystkich w synagodze były w Nim utkwione. Począł więc mówić do nich: «Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli». A
wszyscy przyświadczali Mu i dziwili się pełnym wdzięku słowom, które
płynęły z ust Jego. I mówili: «Czy nie jest to syn Józefa?»
(Łk 4, 20-22)
Dlaczego mieszkańcy Nazaretu nie zobaczyli w Jezusie Zbawicie? Dlaczego nie uwierzyli w Niego i nie przyjęli Chrystusa do swojego życia?
Myślę, że to pokazuje, jak bardzo zamknięte są nasze serca i jak mocno ograniczone jest nasze myślenie. Jak mało pragniemy, by Bóg to zmienił. Kierujemy się tym, co pochodzi od nas. Sami myślimy. Sami decydujemy. Sami działamy.
Patrząc na Pana Boga nakładamy na Jego obraz filtry. Grube warstwy. Wiele jest tych warstw, na przykład filtr naszych przekonań, naszych zwyczajów, sposobu myślenia. Kolejne warstwy to myśli, czy coś wypada, czy to zgadza się z moim światopogladem, czy to Panu Bogu by się spodobało.
Ostatnio przydarzyła mi się pewna rozmowa. Byłem w drodze ze znajomą, niepełnosprawna osobą. Tego dnia rano okropnie padało. Za oknem było szaro i ponuro, bez najmniejszych śladów słońca. Nie marudziłbym za bardzo, gdyby nie fakt, że akurat wtedy potrzebna nam była pogoda, przynajmniej, by było sucho, głównie ze względu na tę osobę, która siedzi w wózku. I kiedy dojechaliśmy do miasta nagle pogoda poprawiła się, nawet wyszło słońce. Wtedy w rozmowie powiedziałem, że Bóg wysłuchał mojej modlitwy i prośby. Owa osoba była zaskoczona, rzekłbym nawet trochę zbulwersowana, ponieważ, cytuję jej słowa: jak można Panu Bogu zawracać głowę takimi błahymi sprawami, przecież On ma ważniejsze rzeczy na głowie.
Zarówno w tamtym momencie, jak i teraz uważam, że ta osoba nie ma racji. Sądzę, że nasze myślenie jest naprawdę ograniczone, a obraz Pana Boga zniekształcony. Nasza wiara nie jest wolna, jest zniewolona przez nasze pojmowanie Bożej wszechmocy i miłosierdzia.
Pan Jezus uczy nas byśmy byli, jak dzieci. A jakie są dzieci? One przychodzą do swoich rodziców ze wszystkim. Ze smutkami i z radościami. Potrafią się dzielić każdą emocją. Przychodzą z ufnością, że nie zostaną odtrącone. Przychodzą do rodziców, przy których czują się bezpiecznie i przed którymi nie mają tajemnic. Nie patrzą na to, czy wypada mamę poprosić o lizaka, czy tatę o pomoc. Przychodzą z pragnieniami, marzeniami, wierząc, że ich prośby mogą zostać wysłuchane.
Nie chcę przez to powiedzieć, że Pana Boga mamy traktować instrumentalnie ale On przecież zna nas najlepiej, a także to, co czujemy. Przed Nim nic nie ukryjemy, więc nie bójmy się z Nim rozmawiać o wszystkim. Kiedy z kimś częściej przebywamy i rozmawiamy, poznajemy go lepiej i budujemy mocniejszą więź. Myślę, że nic nie jest błahe, a najważniejsze jest, że ufamy, że Bóg jest wszechmocny i nieskończenie dobry.
Oczywiście uczmy się też pokornego przyjmowania rzeczy, które nie są po naszej myśli, bowiem nie wszystko to o co prosimy, jest nam tak naprawdę potrzebne.
(Łk 4, 20-22)
Dlaczego mieszkańcy Nazaretu nie zobaczyli w Jezusie Zbawicie? Dlaczego nie uwierzyli w Niego i nie przyjęli Chrystusa do swojego życia?
Myślę, że to pokazuje, jak bardzo zamknięte są nasze serca i jak mocno ograniczone jest nasze myślenie. Jak mało pragniemy, by Bóg to zmienił. Kierujemy się tym, co pochodzi od nas. Sami myślimy. Sami decydujemy. Sami działamy.
Patrząc na Pana Boga nakładamy na Jego obraz filtry. Grube warstwy. Wiele jest tych warstw, na przykład filtr naszych przekonań, naszych zwyczajów, sposobu myślenia. Kolejne warstwy to myśli, czy coś wypada, czy to zgadza się z moim światopogladem, czy to Panu Bogu by się spodobało.
Ostatnio przydarzyła mi się pewna rozmowa. Byłem w drodze ze znajomą, niepełnosprawna osobą. Tego dnia rano okropnie padało. Za oknem było szaro i ponuro, bez najmniejszych śladów słońca. Nie marudziłbym za bardzo, gdyby nie fakt, że akurat wtedy potrzebna nam była pogoda, przynajmniej, by było sucho, głównie ze względu na tę osobę, która siedzi w wózku. I kiedy dojechaliśmy do miasta nagle pogoda poprawiła się, nawet wyszło słońce. Wtedy w rozmowie powiedziałem, że Bóg wysłuchał mojej modlitwy i prośby. Owa osoba była zaskoczona, rzekłbym nawet trochę zbulwersowana, ponieważ, cytuję jej słowa: jak można Panu Bogu zawracać głowę takimi błahymi sprawami, przecież On ma ważniejsze rzeczy na głowie.
Zarówno w tamtym momencie, jak i teraz uważam, że ta osoba nie ma racji. Sądzę, że nasze myślenie jest naprawdę ograniczone, a obraz Pana Boga zniekształcony. Nasza wiara nie jest wolna, jest zniewolona przez nasze pojmowanie Bożej wszechmocy i miłosierdzia.
Pan Jezus uczy nas byśmy byli, jak dzieci. A jakie są dzieci? One przychodzą do swoich rodziców ze wszystkim. Ze smutkami i z radościami. Potrafią się dzielić każdą emocją. Przychodzą z ufnością, że nie zostaną odtrącone. Przychodzą do rodziców, przy których czują się bezpiecznie i przed którymi nie mają tajemnic. Nie patrzą na to, czy wypada mamę poprosić o lizaka, czy tatę o pomoc. Przychodzą z pragnieniami, marzeniami, wierząc, że ich prośby mogą zostać wysłuchane.
Nie chcę przez to powiedzieć, że Pana Boga mamy traktować instrumentalnie ale On przecież zna nas najlepiej, a także to, co czujemy. Przed Nim nic nie ukryjemy, więc nie bójmy się z Nim rozmawiać o wszystkim. Kiedy z kimś częściej przebywamy i rozmawiamy, poznajemy go lepiej i budujemy mocniejszą więź. Myślę, że nic nie jest błahe, a najważniejsze jest, że ufamy, że Bóg jest wszechmocny i nieskończenie dobry.
Oczywiście uczmy się też pokornego przyjmowania rzeczy, które nie są po naszej myśli, bowiem nie wszystko to o co prosimy, jest nam tak naprawdę potrzebne.
Izaak - on się uśmiecha
Rozpoznać
w losu przemianach Najświętszą wolę
Chrystusa.
(brewiarz)
Ludzkie
wsparcie jest zawodne.
(Ps
108)
Bóg
jest dla niej ucieczką i siłą, dlatego się nie zachwieje.
(brewiarz)
Z całego serca zaufaj Mnie, a ja Cię poprowadzę.
(Prz 3,5)
Krótko mówiąc, nieomylnym sprawdzianem, czy naukę Ewangelii rozumiemy autentycznie, jest to, czy pobudza nas ona do miłości.
(Tajemnice biblii)
Natchnieni - o. Alojzy Henel
"Powracać do modlitwy
młodziutkiej,
świeżej,
jak wiosenna zieleń
w koniuszkach pączków.
Powracać do rozmowy
delikatnej,
wrażliwej,
otwartej,
zapatrzonej w ludzi,
jak oczy małych dzieci.
Powracać,
gdy ma się sto lat,
i trzeba to osiągnąć
wysiłkiem całego ciała
i całej duszy."
środa, 16 października 2013
natrafić, wypełnić się, stać się....
Rozwinąwszy księgę, natrafił na miejsce, gdzie było napisane...
(Łk 4,17)
Nic nie dzieje się bez przypadku. Niektóre sytuacje w życiu Pan zsyła nam świadomie. Specjalnie po to, by przez nie działać na nas, na nasze serce i ducha. By kształtować nas. Te rzeczy wypływają z zamysłu Bożego, są wynikiem Jego woli.
Poza tym życie obfituje w liczne możliwości, które możemy wykorzystać według naszej wolności, dowolnie tak, jak chcemy. Napełnieni Duchem Świętym możemy patrzeć, smakować i pojmować, by dojrzewać i rosnąć w oczach Pana.
Podobnie jest z czytaniem Biblii i jej interpretowaniem. Czytając fragment Pisma Świętego każdy z nas może widzieć w nim coś innego, zwrócić uwagę na inne słowo, wyciągnąć zupełnie inne światło. A to nie znaczy, że ktoś się myli i błądzi. Dopóki mieścimy się w granicach Słów Chrystusa i nauki Kościoła jest to tylko z pożytkiem dla nas i naszych bliźnich.
Patrzę na wydarzenia w moim życiu i widzę wciąż działanie Boga. Nie przejmuje się tym, że ktoś mógłby tego samego nie zauważyć. Wszystko, co zbliży mnie do Pana jest dobre.
(Łk 4,17)
Nic nie dzieje się bez przypadku. Niektóre sytuacje w życiu Pan zsyła nam świadomie. Specjalnie po to, by przez nie działać na nas, na nasze serce i ducha. By kształtować nas. Te rzeczy wypływają z zamysłu Bożego, są wynikiem Jego woli.
Poza tym życie obfituje w liczne możliwości, które możemy wykorzystać według naszej wolności, dowolnie tak, jak chcemy. Napełnieni Duchem Świętym możemy patrzeć, smakować i pojmować, by dojrzewać i rosnąć w oczach Pana.
Podobnie jest z czytaniem Biblii i jej interpretowaniem. Czytając fragment Pisma Świętego każdy z nas może widzieć w nim coś innego, zwrócić uwagę na inne słowo, wyciągnąć zupełnie inne światło. A to nie znaczy, że ktoś się myli i błądzi. Dopóki mieścimy się w granicach Słów Chrystusa i nauki Kościoła jest to tylko z pożytkiem dla nas i naszych bliźnich.
Patrzę na wydarzenia w moim życiu i widzę wciąż działanie Boga. Nie przejmuje się tym, że ktoś mógłby tego samego nie zauważyć. Wszystko, co zbliży mnie do Pana jest dobre.
dwa osiołki
Do Betlejemskiej groty przybyły dwa osiołki,
zmęczone i wyczerpane. Ich grzbiety były wyliniałe i wygięte pod
ciężkimi pakunkami, które młynarz, ich właściciel, ładował na nie
codziennie, oraz od uderzeń kija, których im nie szczędził.
Pozostały chwilę, aby podziwiać Dziecię. Oddały mu cześć i modliły się jak wszyscy. Przy wyjściu oczekiwał na nie niemiłosierny młynarz.
Oba osiołki wyruszyły ze spuszczonymi głowami, z ciężkimi ładunkami na grzbietach.
- To wszystko na nic – odezwał się pierwszy. – Prosiłem Mesjasza, żeby zdjął ze mnie ten ciężar i nie uczynił tego.
- Ja natomiast – odezwał się drugi, który poruszał się z widoczną energią – poprosiłem Go, aby dodał mi sił do jego noszenia. Jeśli ktoś ci mówi: „Życie jest ciężkie”, spytaj go: „W porównaniu do czego?”
Pozostały chwilę, aby podziwiać Dziecię. Oddały mu cześć i modliły się jak wszyscy. Przy wyjściu oczekiwał na nie niemiłosierny młynarz.
Oba osiołki wyruszyły ze spuszczonymi głowami, z ciężkimi ładunkami na grzbietach.
- To wszystko na nic – odezwał się pierwszy. – Prosiłem Mesjasza, żeby zdjął ze mnie ten ciężar i nie uczynił tego.
- Ja natomiast – odezwał się drugi, który poruszał się z widoczną energią – poprosiłem Go, aby dodał mi sił do jego noszenia. Jeśli ktoś ci mówi: „Życie jest ciężkie”, spytaj go: „W porównaniu do czego?”
poniedziałek, 14 października 2013
Izaak - on się uśmiecha
Jeśli się będziemy Go zapierali, to i On nas
się zaprze.
(2 Tm 2, 12)
Wołałeś w ucisku, a Ja cię ocaliłem.
(Ps 81)
Nie
bierzcie więc wzoru z tego świata, lecz przemieniajcie się przez
odnawianie umysłu, abyście umieli rozpoznać, jaka jest wola Boża:
co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe.
(Rz
12, 1-2)
Przypomnijcie
sobie to wszystko, co On uczynił z Abrahamem, i jak doświadczył
Izaaka, i co spotkało Jakuba. Jak bowiem ich poddał Bóg próbie
ogniowej, by doświadczyć ich serca, tak i na nas nie zesłał kary,
lecz raczej dla przestrogi karci tych, którzy zbliżają się do
Niego.
(Jdt
8, 25-26a. 27)
Wino i kobiety wykolejają mądrych.
(Syr 19,2 - kto, by pomyślał !!!)
szafelnia - wypełniać wszystko...?
A gdy wypełnili wszystko według Prawa Pańskiego, wrócili do Galilei, do swego miasta - Nazaret. Dziecię zaś rosło i nabierało mocy, napełniając się mądrością, a łaska Boża spoczywała na Nim.Rodzice Jego chodzili co roku do Jerozolimy na Święto Paschy. Gdy miał lat dwanaście, udali się tam zwyczajem świątecznym. Kiedy wracali po skończonych uroczystościach, został Jezus w Jerozolimie, a tego nie zauważyli Jego Rodzice. Przypuszczając, że jest w towarzystwie pątników, uszli dzień drogi i szukali Go wśród krewnych i znajomych. Gdy Go nie znaleźli, wrócili do Jerozolimy szukając Go.
Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami. Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: «Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie». Lecz On im odpowiedział: «Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?» Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział.
(Łk 2, 39-50)
Nigdy nie przyszłoby mi do głowy oceniać Najświętszą Maryję Pannę i św. Józefa ale czytając ten fragment kilkakrotnie zwróciłem uwagę na następujące zwroty: wykonali wszystko według zakonu...; chodzili co roku na święto...; jak to było w zwyczaju...
Zacząłem się nad tym zastanawiać i pomyślałem, że nawet Maryja i jej oblubieniec przechodzili drogę dojrzewania w wierze, a Pan kształtował ich serca. Bóg z miłości do nas stawia nas wobec takich sytuacji, by ukazać nam nasze niedoskonałości, przyzwyczajenia, niekoniecznie dobre albo, by po prostu zdemaskować naszą niedojrzałość.
Z tego fragmentu wypływają dla mnie dwa bardzo istotne kwestie. Na pozór ogromnie podobne ale w rzeczywistości różnica jest istotna. Wszystko zależy, jak się na przedstawione postawy spojrzy i zinterpretuje.
Po pierwsze można przestrzegać, dbać o wykonywanie przykazań, pielęgnować zwyczaje ale mimo tego wymijać się z Panem Bogiem. Można Go stracić z oczu.Można skoncentrować się na drodze, którą już od dawna idziemy i wcale nie musi ona być zła. Przyzwyczaić się do stałych elementów i składowych naszego życia i wcale nie muszą one być niewłaściwe. A jednak możemy zgubić Boga. Może nawet nieświadomie ale poruszamy się i idziemy, nie szukając. Zbyt płytko. Bez miłości i namiętności. Bez pragnienia serca. Niby wszystko wypełnione ale ... gdzie jest Pan?
Po drugie i to jest może gorsze, gdy świadomie zadowalamy się naszym "przykładnym życiem", dbałością o przepisy i tradycje. Przepełnieni dumą bycia dobrym chrześcijaninem, nie zauważamy, nie zauważamy, że nie ma z nami Jezusa. Idziemy sami, niosąc własne zadowolenie. Sam Chrystus wielokrotnie pokazywał, jak mało znaczy wypełnianie prawa i nakazów dla zasady. Albo życie puste dla litery prawa.
Tak naprawdę liczy się coś innego. Najważniejsze, by Bóg był na pierwszym miejscu ale nie z obowiązku ale z miłości. By w Nim był początek każdego naszego kroku. Serce nawet błądzące i niedoskonałe ale pełne pasji i namiętności. Oczy może czasami zmęczone i niewyraźnie widzące ale skierowane na Pana Boga.
Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami. Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: «Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie». Lecz On im odpowiedział: «Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?» Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział.
(Łk 2, 39-50)
Nigdy nie przyszłoby mi do głowy oceniać Najświętszą Maryję Pannę i św. Józefa ale czytając ten fragment kilkakrotnie zwróciłem uwagę na następujące zwroty: wykonali wszystko według zakonu...; chodzili co roku na święto...; jak to było w zwyczaju...
Zacząłem się nad tym zastanawiać i pomyślałem, że nawet Maryja i jej oblubieniec przechodzili drogę dojrzewania w wierze, a Pan kształtował ich serca. Bóg z miłości do nas stawia nas wobec takich sytuacji, by ukazać nam nasze niedoskonałości, przyzwyczajenia, niekoniecznie dobre albo, by po prostu zdemaskować naszą niedojrzałość.
Z tego fragmentu wypływają dla mnie dwa bardzo istotne kwestie. Na pozór ogromnie podobne ale w rzeczywistości różnica jest istotna. Wszystko zależy, jak się na przedstawione postawy spojrzy i zinterpretuje.
Po pierwsze można przestrzegać, dbać o wykonywanie przykazań, pielęgnować zwyczaje ale mimo tego wymijać się z Panem Bogiem. Można Go stracić z oczu.Można skoncentrować się na drodze, którą już od dawna idziemy i wcale nie musi ona być zła. Przyzwyczaić się do stałych elementów i składowych naszego życia i wcale nie muszą one być niewłaściwe. A jednak możemy zgubić Boga. Może nawet nieświadomie ale poruszamy się i idziemy, nie szukając. Zbyt płytko. Bez miłości i namiętności. Bez pragnienia serca. Niby wszystko wypełnione ale ... gdzie jest Pan?
Po drugie i to jest może gorsze, gdy świadomie zadowalamy się naszym "przykładnym życiem", dbałością o przepisy i tradycje. Przepełnieni dumą bycia dobrym chrześcijaninem, nie zauważamy, nie zauważamy, że nie ma z nami Jezusa. Idziemy sami, niosąc własne zadowolenie. Sam Chrystus wielokrotnie pokazywał, jak mało znaczy wypełnianie prawa i nakazów dla zasady. Albo życie puste dla litery prawa.
Tak naprawdę liczy się coś innego. Najważniejsze, by Bóg był na pierwszym miejscu ale nie z obowiązku ale z miłości. By w Nim był początek każdego naszego kroku. Serce nawet błądzące i niedoskonałe ale pełne pasji i namiętności. Oczy może czasami zmęczone i niewyraźnie widzące ale skierowane na Pana Boga.
wierzysz w cuda?
- Wierzysz w cuda?
- Tak.
- Naprawdę? A czy widziałeś jakiś cud?
- Cud? Oczywiście.
- Jaki?
- Ciebie.
- Mnie? Czyżbym był cudem?
- Tak.
- Nie rozumiem?
- Oddychasz. Masz delikatną i ciepłą skórę. Twoje serce bije. Widzisz. Słyszysz. Biegasz. Jesz. Śpiewasz. Myślisz. Śmiejesz się. Kochasz. Płaczesz…
- Czy tak? I to jest właśnie cud?
- Tak.
- Naprawdę? A czy widziałeś jakiś cud?
- Cud? Oczywiście.
- Jaki?
- Ciebie.
- Mnie? Czyżbym był cudem?
- Tak.
- Nie rozumiem?
- Oddychasz. Masz delikatną i ciepłą skórę. Twoje serce bije. Widzisz. Słyszysz. Biegasz. Jesz. Śpiewasz. Myślisz. Śmiejesz się. Kochasz. Płaczesz…
- Czy tak? I to jest właśnie cud?
Izaak - on się uśmiecha
Tyle od Pana Boga otrzymujemy, a tak mało z tego rozumiemy.
(słowa z dzisiejszego kazania)
(słowa z dzisiejszego kazania)
Niczego się nie boję, bo Pan jest ze mną.
On
ciężko
mnie ukarał, ale na śmierć nie wydał.
Dziękuję
Panu,
że mnie wysłuchał i stał się moim Zbawcą.
Wierzę, że nie umrę, ale żyć będę
i głosić dzieła Pana.
On jest moim Bogiem, chcę Mu
dziękować.
(Psalm 118)
Królestwo Boże to nie sprawa tego, co się je
i pije, ale to sprawiedliwość, pokój i radość w Duchu Świętym.
A kto w taki sposób służy Chrystusowi, ten podoba się Bogu i ma
uznanie u ludzi.
(Rz 14, 17-19)
Otwórz wargi moje.
(Ps 51)
Okaleczenia, które człowiek w sobie nosi, powstały w skutek jego grzeszności.
(Tajemnice biblii)
sobota, 12 października 2013
duszą modlitwy jest miłość
W modlitwie jest kilka elementów ważniejszych aniżeli zanoszone w niej słowa. Słowa mojej modlitwy są oczywiście bardzo ważne. Nie bez znaczenia jest to, co zanoszę Panu, z czym się do Boga zwracam i w jaki sposób ale są w modlitwie co najmniej trzy rzeczy jeszcze ważniejsze.
Po pierwsze modlitwa jest rozmową człowieka z Bogiem. Warunkiem bez którego żadna rozmowa nie może istnieć jest nawiązanie łączności z drugą osobą, "pozyskanie" jej obecności. Można z pełnym przekonaniem powiedzieć, że jest to o wiele ważniejsze w modlitwie, niż słowa. Bycie w obecności Boga, jak ktoś kochający. Czasami Boża obecność tak mocno nas pochłonie, że niepotrzebne będą słowa. Wtedy jesteśmy w Jego obecności i czujemy pragnienie, by przeniknął całe nasze serce. Mimo, że nie wypowiadane jest ani jedno słowo, to jest to najprawdziwsza modlitwa.
Po drugie w rozmowie bardzo istotne jest nie tyle mówienie, co słuchanie. A co dopiero w obecności Boga. Moglibyśmy nawet stwierdzić, że nie wypada nam mówić. Poza tym, co byłoby odpowiednie. A może to Bóg chce nam coś powiedzieć? Dlatego modlitwa potrzebuje wyciszenia się i otwarcia uszu duszy. Zatem wsłuchiwanie się w Boży głos jest również prawdziwą modlitwą, nawet jeśli z naszej strony nie padnie nawet słowo.
Po trzecie rzecz ważniejsza, niż słowa, a mianowicie miłość, rozmowa z Bogiem w miłości. Taka rozmowa nie polega tylko na przekazywaniu sobie słów ale na dawaniu siebie.
Po pierwsze modlitwa jest rozmową człowieka z Bogiem. Warunkiem bez którego żadna rozmowa nie może istnieć jest nawiązanie łączności z drugą osobą, "pozyskanie" jej obecności. Można z pełnym przekonaniem powiedzieć, że jest to o wiele ważniejsze w modlitwie, niż słowa. Bycie w obecności Boga, jak ktoś kochający. Czasami Boża obecność tak mocno nas pochłonie, że niepotrzebne będą słowa. Wtedy jesteśmy w Jego obecności i czujemy pragnienie, by przeniknął całe nasze serce. Mimo, że nie wypowiadane jest ani jedno słowo, to jest to najprawdziwsza modlitwa.
Po drugie w rozmowie bardzo istotne jest nie tyle mówienie, co słuchanie. A co dopiero w obecności Boga. Moglibyśmy nawet stwierdzić, że nie wypada nam mówić. Poza tym, co byłoby odpowiednie. A może to Bóg chce nam coś powiedzieć? Dlatego modlitwa potrzebuje wyciszenia się i otwarcia uszu duszy. Zatem wsłuchiwanie się w Boży głos jest również prawdziwą modlitwą, nawet jeśli z naszej strony nie padnie nawet słowo.
Po trzecie rzecz ważniejsza, niż słowa, a mianowicie miłość, rozmowa z Bogiem w miłości. Taka rozmowa nie polega tylko na przekazywaniu sobie słów ale na dawaniu siebie.
miłość nie szuka swego - według Moniki
"Ach, żyć miłością - to dawać bez miary,
bo kto miłuje, w liczbach się nie gubi
i nic za swoje nie żąda ofiary,
wiedząc, że miłość rachować nie lubi.
Lekko biec mogę, bo wszystko oddałam
Sercu Bożemu, co tryska słodkością.
Jeden skarb tylko sobie zatrzymałam,
żyję miłością!"
(św. Teresa z Lisieux)
bo kto miłuje, w liczbach się nie gubi
i nic za swoje nie żąda ofiary,
wiedząc, że miłość rachować nie lubi.
Lekko biec mogę, bo wszystko oddałam
Sercu Bożemu, co tryska słodkością.
Jeden skarb tylko sobie zatrzymałam,
żyję miłością!"
(św. Teresa z Lisieux)
Żyjemy w kulturze, która systematycznie oducza nas czynienia daru z naszego życia na rzecz egoistycznego i natychmiastowego zaspokajania potrzeb, dlatego tak trudno jest nam zgodzić się na miłość, która nie szuka swego. Swojego dobra, sławy, racji, pożytku czy korzyści.
Obawiamy się podświadomie, że jak sami o siebie nie zadbamy, to już nikt tego nie uczyni. A jeżeli już mamy nie szukać swego to czyjego? Osoba wierząca nie powinna mieć z tym problemu, wszak Jezus powiedział: "Szukajcie wpierw królestwa niebieskiego i jego sprawiedliwości, a wszystko inne będzie wam dodane". Jezus zmienia optykę i zaleca, aby zająć się Nim, szukaniem Bożej sprawiedliwości w swoim sercu, a On zajmie się wszystkim innym.
W miłości, która nie szuka swego chodzi o przeniesienie akcentu - z siebie na Boga i zaraz później na drugiego człowieka. Tylko potrzeba w to uwierzyć, że "wszystko inne będzie nam dodane", tak ja uczyniła to Maryja, czy święta Tereska.
niedziela, 6 października 2013
Jeśli kto przychodzi do Mnie... - Jacek Salij OP
Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i
matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może
być moim uczniem (Łk 14,26)
Co to znaczy mieć w nienawiści samego siebie, pokazał nam Pan Jezus w Ogrójcu. Jego ludzka wola wzdrygała się na myśl przed męką i dopiero mocą krwawej modlitwy umieścił On swoją ludzką wolę w świetle woli Przedwiecznego Ojca. Zatem " ciemne" to niekoniecznie od razu złe albo grzeszne. W ludzkiej woli Syna Bożego nie było najmniejszego zła. A jednak dopiero w straszliwym wysiłku modlitwy Chrystus otworzył do końca ludzką wolę na wolę Ojca.
Podobnie, jak w Ogrójcu pokazał nam Chrystus, co to znaczy mieć w nienawiści siebie, tak wówczas, gdy miał dwanaście lat, pokazał nam, co to znaczy mieć w nienawiści ojca i matkę. W rodzicielskim stosunku Maryi i Józefa do Jezusa nie było na pewno żadnego zła ani skażenia grzechem. A jednak nawet tak idealnym rodzicom potrzebna była bolesna, trwająca trzy dni, wytężona praca ducha, żeby to rodzicielstwo otworzyło się jeszcze głębiej na wolę Bożą.
Co to znaczy mieć w nienawiści samego siebie, pokazał nam Pan Jezus w Ogrójcu. Jego ludzka wola wzdrygała się na myśl przed męką i dopiero mocą krwawej modlitwy umieścił On swoją ludzką wolę w świetle woli Przedwiecznego Ojca. Zatem " ciemne" to niekoniecznie od razu złe albo grzeszne. W ludzkiej woli Syna Bożego nie było najmniejszego zła. A jednak dopiero w straszliwym wysiłku modlitwy Chrystus otworzył do końca ludzką wolę na wolę Ojca.
Podobnie, jak w Ogrójcu pokazał nam Chrystus, co to znaczy mieć w nienawiści siebie, tak wówczas, gdy miał dwanaście lat, pokazał nam, co to znaczy mieć w nienawiści ojca i matkę. W rodzicielskim stosunku Maryi i Józefa do Jezusa nie było na pewno żadnego zła ani skażenia grzechem. A jednak nawet tak idealnym rodzicom potrzebna była bolesna, trwająca trzy dni, wytężona praca ducha, żeby to rodzicielstwo otworzyło się jeszcze głębiej na wolę Bożą.
Izaak - on się uśmiecha
Pan rzekł: Gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, powiedzielibyście
tej morwie: Wyrwij się z korzeniem i przesadź się w morze, a byłaby wam
posłuszna.
(Łk 17,6)
(Łk 17,6)
Ukochałem cię odwieczną miłością, dlatego
też zachowałem dla Ciebie łaskawość.
(Jr 31,3)
(Jr 31,3)
Odnówcie
się duchem w waszym myśleniu i przyobleczcie nowego człowieka.
(Ef
4, 23-24)
On posyła aniołów na pomoc tym, którzy mają
posiąść zbawienie.
(brewiarz)
Duszą modlitwy jest miłość.
(Tajemnice biblii)
ptaki niebieskie : nie sieją, nie orzą, nie zbierają żniwa... a Pan Niebieski żywi je!
Żył sobie kiedyś pewien
szary wróbel, którego życie było niekończącym się pasmem
zmartwień i kłopotów.
Był jeszcze w skorupie, a już miał swoje problemy: „Czy uda mi się wydostać z tej twardej skorupy? Czy nie wypadnę z gniazda? A czy moi rodzice zdołają mnie wyżywić?”.
Zaledwie uporał się z tymi zmartwieniami i miał wyfrunąć w powietrze po raz pierwszy, pojawiły się już następne wątpliwości : „Czy moje skrzydła zdołają mnie utrzymać ? A jak rozbiję się w drobiazg? …Kto mnie pozbiera?”.
Kiedy mógł już latać, to znów zaczął narzekać: „Czy uda mi się znaleźć żonę? Czy zdołam zbudować gniazdo?”.
Pokonał również i te problemy, ale wciąż się zadręczał: „Czy wylęgną mi się pisklęta? A co będzie, jeśli urwie się gałąź, i cała rodzina zginie? A jeśli jakiś sokół rozszarpie moje pisklęta? I czy w ogóle zdołam je wyżywić?”. Kiedy wykluły się zdrowe, wesołe i śliczne pisklęta, zaczęły już trzepotać skrzydełkami, wróbel wciąż narzekał: „Czy oby mają wystarczająco dużo jedzenia? Czy uda im się uciec przed kotem i innymi drapieżcami?”.
Pewnego dnia pod drzewem zatrzymał się Jezus. Wskazał palcem na wróbla i powiedział: „Spójrzcie na te ptaki niebieskie : nie sieją, nie orzą, nie zbierają żniwa... a Pan Niebieski żywi je!”. Wtedy to szary wróbel zdał sobie sprawę, że niczego mu nie brakowało... Nie uświadamiał sobie tego.
Był jeszcze w skorupie, a już miał swoje problemy: „Czy uda mi się wydostać z tej twardej skorupy? Czy nie wypadnę z gniazda? A czy moi rodzice zdołają mnie wyżywić?”.
Zaledwie uporał się z tymi zmartwieniami i miał wyfrunąć w powietrze po raz pierwszy, pojawiły się już następne wątpliwości : „Czy moje skrzydła zdołają mnie utrzymać ? A jak rozbiję się w drobiazg? …Kto mnie pozbiera?”.
Kiedy mógł już latać, to znów zaczął narzekać: „Czy uda mi się znaleźć żonę? Czy zdołam zbudować gniazdo?”.
Pokonał również i te problemy, ale wciąż się zadręczał: „Czy wylęgną mi się pisklęta? A co będzie, jeśli urwie się gałąź, i cała rodzina zginie? A jeśli jakiś sokół rozszarpie moje pisklęta? I czy w ogóle zdołam je wyżywić?”. Kiedy wykluły się zdrowe, wesołe i śliczne pisklęta, zaczęły już trzepotać skrzydełkami, wróbel wciąż narzekał: „Czy oby mają wystarczająco dużo jedzenia? Czy uda im się uciec przed kotem i innymi drapieżcami?”.
Pewnego dnia pod drzewem zatrzymał się Jezus. Wskazał palcem na wróbla i powiedział: „Spójrzcie na te ptaki niebieskie : nie sieją, nie orzą, nie zbierają żniwa... a Pan Niebieski żywi je!”. Wtedy to szary wróbel zdał sobie sprawę, że niczego mu nie brakowało... Nie uświadamiał sobie tego.
sobota, 5 października 2013
dzieci wiedzą, jaki jest Bóg
Dziecko coś rysowało i
nauczyciel powiedział:
- "To interesujący rysunek. Co on przedstawia?".
- "Jest to portret Boga".
- "Przecież nikt nie wie, jaki jest Bóg".
- "Kiedy skończę rysunek, będą już wiedzieć wszyscy".
Dzieci wiedzą, jaki jest
Bóg, ale przychodzą na świat, który czyni wszystko, by
zapomniały o Nim jak najprędzej.
Jaki obraz Boga nosi w sobie dziecko, które jest w Tobie? Czy ono wie, jak Pan wygląda?
Czy potrafisz na Boga patrzeć dziecięcymi oczyma i kochać Go dziecięcą miłością?
Izaak - on się uśmiecha
Wody wielkie nie zdołają ugasić miłości,
nie zatopią jej rzeki. Jeśliby kto oddał za miłość całe
bogactwo swego domu, pogardzą nim tylko.
(Pnp 8, 7)
Będę szukać Twego oblicza. Mówi serce moje.
(brewiarz)
Kto nie przynosi Boga, ten za mało przynosi.
(Benedykt XVI)
Wysławiam Cię, Panie, bo rozgniewałeś się na mnie, lecz Twój gniew się uśmierzył i dałeś mi pociechę.
(Iz 12, 1-6)
Każdy z nas niesie ze sobą historię przedzierania się światła Bożego przez nasze ciemności.
(Tajemnice biblii)
piątek, 4 października 2013
niepełnosprawni wobec Boga
Dziś chciałbym opowiedzieć o dwóch osobach, które ostatnio poznałem na płaszczyźnie zawodowej. To dwie kobiety, siostry cierpiące na pewien rodzaj ataksji.
Ataksja - inaczej nazywana jest niezbornością ruchu, dotyka centralny układ nerwowy, najczęściej móżdżek. Jej istota polega na nieprawidłowym współdziałaniu mięśni w zakresie ich synchronii i regulacji napięcia mięśniowego.
Pierwsze symptomy tego rodzaju ataksji pojawiają się około 13stego roku życia. W związku z tym, wracając do wspomnianych kobiet, starsza siostra, którą nazywać będę obrazowo :-( siedzi dłużej w wózku inwalidzkim, jej samodzielność jest znacznie ograniczona, a możliwości dość skąpe. Była natomiast w związku, czego owocem jest 3-letnia córka. U jej młodszej siostry, którą nazwę :-) obraz fizyczny choroby jest łagodniejszy. Miszka ona nadal samodzielnie, pracuje i jest bardzo aktywna i samodzielna.
To są takie bardzo ogólne różnice zewnętrzne. Głównie bazujące na rozwoju niepełnosprawności, ponieważ jest to choroba postępująca. Poza tym, mimo tego, że obie kobiety są siostrami, różnią się pod względem charakteru, jak dzień i noc (choć szczerze mówiąc nie jest to niczym niezwykłym).
:-( jest bardzo labilna emocjonalnie, chociaż wydaje się osobą zdecydowaną i twardą. Jej nastrój potrafi zmieniać się, jak światło na przejściu dla pieszych. O takich ludziach mówi się żartobliwie: bez kija nie podchodź.
Jej siostra :-) natomiast często się uśmiecha, a nawet serdecznie śmieje, jest miła, otwarta, pozytywnie nastawiona do życia i świata.
Teraz słyszę, jak głośno myślicie, twierdząc, że powodem jest stopień i rozwój niepełnosprawności. Mogę z dużym przekonaniem powiedzieć, że nie. Zaraz to twierdzenie rozwinę ale na początek zwrócę uwagę na fakt, że choć starsza kobieta utraciła już większą swobodę i wolność, to młodsza obserwując ją i mając kontakt z siostrą, spogląda, jakby w lustro, doskonale rozumiejąc i uświadamiając sobie, jak jej życie wyglądać będzie w bardzo krótkiej przyszłości. Wydaje mi się, że to może być nawet trudniejsze.
:-( mimo swojej niepełnosprawności jest apodyktyczna, paradoksalnie ma dużą pewność siebie (chociaż może to być płaszczyk bezradności). Lubi decydować, rządzić, mieć ostatnie zdanie. Jednym słowem próbuje wszystkich "ustawić" i poprawić.Często wchodzi w konflikty z ludźmi, ponieważ się z nimi nie zgadza, wydaje mi się, że robi to tylko i wyłącznie dla zasady. Odcina się od świata, a jej największym skarbem jest córeczka.
:-) natomiast jest wyważona, taktowna, szanująca innych, ciekawa świata. Ma sporą grupę niepełnosprawnych przyjaciół. Z nimi spędza czas, korzysta z zachowanych możliwości. poza tym podróżuje, spotyka się z ludźmi, pracuje. Wychodzi i opuszcza swoje cztery ściany. Widzę, że odpuszcza siostrze, by nie dochodziło do konfliktu. Potrafi wypowiadać własne zdanie ale schodzi siostrze z drogi, by nie zaostrzać sytuacji.
Żaden ze mnie psychiatra ale gołym okiem można zauważyć także inną różnicę. Myślec, że jest ona kluczem i punktem wyjścia sposobu bycia i zachowania się obu kobiet.
:-( wydaje się być niepogodzona ze swoją niepełnosprawnością. Często mówi o wstydzie, bezradności, zazdrości. Mogę wysunąć wniosek, że żyje marzeniami albo wyobrażeniami " normalnego życia". Niepogodzona z sobą, z własną chorobą, obija się o ściany własnych słabości, ran, cierpień. Odrzuca swój stan, odpycha niepełnosprawność, jakby nie była jej częścią. Boksuje się we własnym więzieniu, ograniczeniach i więzach. Myślę, że nigdy nie zobaczyła siebie prawdziwej, zakłada maskę, gra nawet przed sobą samą i całym światem.
:-) powiedziała mi: " jeśli będę płakać, krzyczeć, narzekać, marudzić i jęczeć, niczego to nie zmieni. Staram się korzystać z czasu, który mam i sił, jakie mi zostały." Zdaje się nie wstydzić swojej niepełnosprawności, braków. Jest świadoma swojej sytuacji. Przyjmuje swoją chorobę cierpliwie, nie twierdzę, że to jest proste ale widzę, że akceptuje swoje życie i cieszy się tym, co ma. Pogodzona ze sobą - właśnie tak, bym ją określił.
Pomyślałem sobie, że każdy z nas jest taką osobą z niepełnosprawnością w relacji z Bogiem.
Pan stworzył nas niedoskonałymi i choć także na swoje podobieństwo, to nigdy nie będziemy tacy, jak On. Staramy się wprawdzie ale tak naprawdę jesteśmy słabi i nieporadni. Walczymy z własnymi ranami i cieniami. Wstydzimy się naszych grzechów i potknięć. Udajemy lepszych, twardszych. Zakładamy maski. Nie potrafimy siebie akceptować. Odrzucamy wady, niedoskonałość. Budujemy na naszych wyobrażeniach i wartościach. Słabości maskujemy pychą, zarozumialstwem, cwaniactwem, wiarą we własną nieomylność. Oceniamy i poprawiamy innych, stawiamy się ponad nimi. Nie pogodzeni, pędzimy, szukamy bez skutku, ślepi na prawdę.
Co ciągnie mnie w dół, co ogranicza? Czy akceptuję swoje życie i to, jak ono wygląda? Czy przyjmuję moje braki i potknięcia? Czy gram? Czy ktoś stojący obok, nie określiłby mnie takim obrazkiem :-( ?
Ataksja - inaczej nazywana jest niezbornością ruchu, dotyka centralny układ nerwowy, najczęściej móżdżek. Jej istota polega na nieprawidłowym współdziałaniu mięśni w zakresie ich synchronii i regulacji napięcia mięśniowego.
Pierwsze symptomy tego rodzaju ataksji pojawiają się około 13stego roku życia. W związku z tym, wracając do wspomnianych kobiet, starsza siostra, którą nazywać będę obrazowo :-( siedzi dłużej w wózku inwalidzkim, jej samodzielność jest znacznie ograniczona, a możliwości dość skąpe. Była natomiast w związku, czego owocem jest 3-letnia córka. U jej młodszej siostry, którą nazwę :-) obraz fizyczny choroby jest łagodniejszy. Miszka ona nadal samodzielnie, pracuje i jest bardzo aktywna i samodzielna.
To są takie bardzo ogólne różnice zewnętrzne. Głównie bazujące na rozwoju niepełnosprawności, ponieważ jest to choroba postępująca. Poza tym, mimo tego, że obie kobiety są siostrami, różnią się pod względem charakteru, jak dzień i noc (choć szczerze mówiąc nie jest to niczym niezwykłym).
:-( jest bardzo labilna emocjonalnie, chociaż wydaje się osobą zdecydowaną i twardą. Jej nastrój potrafi zmieniać się, jak światło na przejściu dla pieszych. O takich ludziach mówi się żartobliwie: bez kija nie podchodź.
Jej siostra :-) natomiast często się uśmiecha, a nawet serdecznie śmieje, jest miła, otwarta, pozytywnie nastawiona do życia i świata.
Teraz słyszę, jak głośno myślicie, twierdząc, że powodem jest stopień i rozwój niepełnosprawności. Mogę z dużym przekonaniem powiedzieć, że nie. Zaraz to twierdzenie rozwinę ale na początek zwrócę uwagę na fakt, że choć starsza kobieta utraciła już większą swobodę i wolność, to młodsza obserwując ją i mając kontakt z siostrą, spogląda, jakby w lustro, doskonale rozumiejąc i uświadamiając sobie, jak jej życie wyglądać będzie w bardzo krótkiej przyszłości. Wydaje mi się, że to może być nawet trudniejsze.
:-( mimo swojej niepełnosprawności jest apodyktyczna, paradoksalnie ma dużą pewność siebie (chociaż może to być płaszczyk bezradności). Lubi decydować, rządzić, mieć ostatnie zdanie. Jednym słowem próbuje wszystkich "ustawić" i poprawić.Często wchodzi w konflikty z ludźmi, ponieważ się z nimi nie zgadza, wydaje mi się, że robi to tylko i wyłącznie dla zasady. Odcina się od świata, a jej największym skarbem jest córeczka.
:-) natomiast jest wyważona, taktowna, szanująca innych, ciekawa świata. Ma sporą grupę niepełnosprawnych przyjaciół. Z nimi spędza czas, korzysta z zachowanych możliwości. poza tym podróżuje, spotyka się z ludźmi, pracuje. Wychodzi i opuszcza swoje cztery ściany. Widzę, że odpuszcza siostrze, by nie dochodziło do konfliktu. Potrafi wypowiadać własne zdanie ale schodzi siostrze z drogi, by nie zaostrzać sytuacji.
Żaden ze mnie psychiatra ale gołym okiem można zauważyć także inną różnicę. Myślec, że jest ona kluczem i punktem wyjścia sposobu bycia i zachowania się obu kobiet.
:-( wydaje się być niepogodzona ze swoją niepełnosprawnością. Często mówi o wstydzie, bezradności, zazdrości. Mogę wysunąć wniosek, że żyje marzeniami albo wyobrażeniami " normalnego życia". Niepogodzona z sobą, z własną chorobą, obija się o ściany własnych słabości, ran, cierpień. Odrzuca swój stan, odpycha niepełnosprawność, jakby nie była jej częścią. Boksuje się we własnym więzieniu, ograniczeniach i więzach. Myślę, że nigdy nie zobaczyła siebie prawdziwej, zakłada maskę, gra nawet przed sobą samą i całym światem.
:-) powiedziała mi: " jeśli będę płakać, krzyczeć, narzekać, marudzić i jęczeć, niczego to nie zmieni. Staram się korzystać z czasu, który mam i sił, jakie mi zostały." Zdaje się nie wstydzić swojej niepełnosprawności, braków. Jest świadoma swojej sytuacji. Przyjmuje swoją chorobę cierpliwie, nie twierdzę, że to jest proste ale widzę, że akceptuje swoje życie i cieszy się tym, co ma. Pogodzona ze sobą - właśnie tak, bym ją określił.
Pomyślałem sobie, że każdy z nas jest taką osobą z niepełnosprawnością w relacji z Bogiem.
Pan stworzył nas niedoskonałymi i choć także na swoje podobieństwo, to nigdy nie będziemy tacy, jak On. Staramy się wprawdzie ale tak naprawdę jesteśmy słabi i nieporadni. Walczymy z własnymi ranami i cieniami. Wstydzimy się naszych grzechów i potknięć. Udajemy lepszych, twardszych. Zakładamy maski. Nie potrafimy siebie akceptować. Odrzucamy wady, niedoskonałość. Budujemy na naszych wyobrażeniach i wartościach. Słabości maskujemy pychą, zarozumialstwem, cwaniactwem, wiarą we własną nieomylność. Oceniamy i poprawiamy innych, stawiamy się ponad nimi. Nie pogodzeni, pędzimy, szukamy bez skutku, ślepi na prawdę.
Co ciągnie mnie w dół, co ogranicza? Czy akceptuję swoje życie i to, jak ono wygląda? Czy przyjmuję moje braki i potknięcia? Czy gram? Czy ktoś stojący obok, nie określiłby mnie takim obrazkiem :-( ?
Subskrybuj:
Posty (Atom)