czwartek, 5 grudnia 2013

natchnieni - ks. Alojzy Henel

Trzeba pięknie przyjąć
 dom i bezdomność,
 miłość i nie-miłość,
 pokój i burzę,
 słońce i noc,
 życie i śmierć -
 Trzeba -
 jest zadaniem, całego życia,
 koniecznym dziełem,
 które rodzi się
 w bólu -
 Trzeba tego się nauczyć,
 bo nie da się z życia
 zniknąć.
 

pies z żółtym sercem - cz.1

Powodów jest tysiące
za słońce, nawet wtedy, kiedy pada
za uśmiech, który uskrzydla
za uwagę, nawet, gdy już trudno się skupić
za anioła, który teraz czuwa
za … wiele małych rzeczy
dziękuję Ci za to Panie

Za to wszystko chcę Tobie i innym chętnym podarować tę bajkę. Już o niej kiedyś wspominałem ale znowu z „Jakiegoś” powodu do niej wróciłem i postaram się fragment po fragmencie spisać tu na blogu.


PIES Z ŻÓŁTYM SERCEM

I

- Co tutaj robisz? - zapytał pies
- zbieram pióra – odpowiedziała Lotta i odwróciła się do psa – a ty, co tutaj robisz?
Pies mrużył oczy z powodu letniego słońca. Choć był wczesny ranek i słońce nie było jeszcze mocno gorące, to raziło wystarczająco mocno swoimi promieniami.
Pies jest mały, czarny, bardzo brudny i wygląda na wygłodzonego.
- zapytałam się ciebie, co tu robisz – powtórzyła dziewczynka
Pies usiadł na trawie i zaczął pieczołowicie oblizywać swoje przednie łapy. Marszczył przy tym zabawnie swój psi nos. Szczególnie dokładnie zajął się przestrzeniami między pazurami, wyskubując zaschłą ziemię. Zachowywał się przy tym, jakby nie słyszał słów dziewczynki.
Lotta pokręciła głową z rozdrażnieniem.
- jesteś głuchy?
- nie – odparł pies, nie przerywając czynności pielęgnacyjnych
- nie z każdym rozmawiasz, co?
- nie – powiedział pies – nie z każdym
- szkoda – rzuciła od niechcenia dziewczynka. Pies zawahał się i odwrócił łeb w stronę dziewczynki. Słońce oślepiało go ale mimo tego zobaczył, że Lotta wygrzebuje coś ze swojej czerwonej płóciennej torby. Zobaczył zawiniątko. Kwadratową paczuszkę zawinięta w papier. Lota odwinęła brązowy papier.
- co tam masz? – zapytał pies
- ciasto migdałowe – odrzekła i odgryzła spory kawałek
Pies odruchowo przełknął ślinę i oblizał pysk. W tym samym momencie poczuł aromat ciasta. Mógł rozpoznać zapach cukru, jajek i mleka. Nie pamiętał już kiedy ostatnio stał tak blisko, tak wielkiego kawałka ciasta.
Lota przeżuwała, połknęła i ugryzła kolejny kawałek ciasta. Pies również przełknął napływającą wielkim strumieniem ślinę. Zastanawiał się, czy byłby na tyle szybki. Skoczyłby na dziewczynkę, a ona opuściłaby ciasto, wtedy chwyciłby je i zaczął uciekać. Trzy sekundy trwałoby to, pomyślał pies, najwyżej cztery.
- chcesz kawałek? - zapytała Lotta
Pies zamarł i przytaknął. Zanim dziewczynka ugryzła kolejny kawałek, pies już połykał swoją porcję. Po czym wylizywał okruszki z ziemi.
- nie jesteś stąd, co?
- nie – powiedział pies
- skąd więc przychodzisz?
- z daleka – rzucił pies
- zgubiłeś się?
Pies zastanowił się. Najprawdopodobniej tam, gdzie mieszka dziewczynka jest więcej ciasta. Prawdopodobnie jest tam także więcej pyszności o których marzył będąc w drodze i siedząc w opuszczonych polnych szopach. Być może są tam także skórki drobiowe, chleb z pasztetem, budyń śmietankowy i ryż na mleku.
Pies jest już bardzo długo w drodze. Nie byłby w stanie zliczyć wszystkich pustych, zawalających się szop w których spędził czasem okrutnie zimne noce. Ileż to razy zasypiając, czuł ten przeraźliwy głód.
Zdarzały się czasem te szczęśliwe noce, gdy spotykał młode głupie koty, które prychając pozostawiały swoje złapane myszy. Lecz takie noce były rzadkością, podobnie, jak szczęśliwe dni. Najczęściej spotykał stare, sprytne koty, które zamiast smacznego kąska pozostawiały mu krwawe zadrapania na psim nosie.
- zapytałam, czy się zgubiłeś? - wybiła go ze wspomnień dziewczynka.
Pies wzdrygnął się. Po czym przytaknął i zawył smutno.
- ty biedaku – powiedziała Lotta i wzdychnęła – wiem, jak to jest, kiedy się zgubi drogę i czujesz się wtedy sam, jak palec, wtedy przychodzi strach, wtedy odczuwa się zimno i burczy w brzuchu, a wieczorem, kiedy robi się coraz ciemniej, zaczyna się płakać. Wówczas z ciemności wychodzą strachy i wyją, drapią, prychają i świszczą.
- skąd to wiesz? - zapytał pies
- opowiedziała mi o tym gołębica w tamto lato – odpowiedziała Lotta – ona się zgubiła w locie i nie wiedziała skąd pochodzi. Zgubić się w locie oznacza to samo, co zgubić drogę.
Pies przytaknął.
- zabierzesz mnie ze sobą? - zapytał
- oczywiście, że cię zabiorę – powiedziała dziewczynka – możesz u nas tak długo mieszkać, póki sobie nie przypomnisz skąd jesteś i gdzie jest twój dom.
Skąd pochodzę, gdzie jest mój dom, zastanowił się pies. Gdybym miał gdzieś dom, zapewne bym tego nie zapomniał. Gdziekolwiek pojawiał się pies, zawsze słychać było hałas i krzyk: wynoś się! Wciąż grożono mu i wyganiano: zmiataj stąd!

W czasie niektórych nocy, kiedy miewał złe sny, pojawiali się oni i otaczali go: chłop z widłami w dłoni, gospodyni z kubłem zimnej wody, stary listonosz, który często dawał kopniaka i ci chłopcy z własnoręcznie zrobionymi procami. Wynoś się: krzyczeli chórem. Spadaj stąd!!!
Pies skulił się na samą myśl o tych ludziach.
- no chodź – powiedziała Lotta
Szli polna ścieżką. Po lewej stronie dziewczynka. Po prawej biegł czarny pies, wesoło machając ogonem, a ich długie cienie padały na drogę.