Panie, Oczy wszystkich
oczekują Ciebie, Ty zaś dajesz im pokarm we właściwym czasie.
(Ps 145,15)
Zasadnicza różnica
między nami, a Panem Bogiem jest taka, że nam trudno jest wyjść poza myślenie
czysto ludzkie. Dbamy i zajmujemy się potrzebami doczesnymi, patrząc na wszystko dookoła przez pryzmat naszego krótkiego, ziemskiego życia. Tak trudno jest nam wyjść
poza jego ramy, wyobrazić sobie to, co obiecał nam Jezus. Zobaczyć mieszkania, które
u naszego Ojca przygotował dla nas Chrystus.
Pan Bóg dba o
nasze doczesne potrzeby ale dużo bardziej zależy Mu na naszych potrzebach
duchowych i na uświęceniu duszy i to tutaj, podczas naszego pobytu na ziemi.
Dlatego Pan zawarł z nami ostateczne przymierze, dając nam swojego jedynego
Syna, by On poprzez swoją śmierć dał nam możliwość odpuszczenia grzechów,
zmartwychwstania i życia wiecznego.
Nasz Ojciec
niebieski zna nasze serca najlepiej. Jako jedyny dobrze wie, czego
potrzebujemy. Zawsze daje nam to, co jest dla nas dobre i odpowiednie. Wybiera
przy tym najwłaściwszy moment, wtedy kiedy jesteśmy gotowi na kolejny krok,
kiedy dojrzejemy do zadania, które nam przygotował. Nie wcześniej i nie później.
Potrafi przez przeróżne, często bardzo bolesne sytuacje, pokierować nami i pokazać,
czego od nas oczekuje. Wiele razy w życiu przydarzyło nam się coś przykrego, przeżyliśmy
dotkliwa stratę i wydawało nam się, że Bóg nas opuścił albo karze nas za nasze
grzechy. Nic bardziej mylnego. Kogo Pan kocha, tego doświadcza mocno, by go kształtować
i budować.
Jak często, patrząc przez pryzmat czasu,
okazuje się, że trudne wydarzenia zaprowadziły nas we właściwe miejsce i pomogły
osiągnąć więcej, niż sobie wymarzyliśmy. Nawet jeśli będzie to tylko spokój w
sercu, większe zaufanie, łagodność, cierpliwość
i wytrwałość.
Pan Bóg patrzy na
nas i jest gotów oddać nam wszystko o ile będziemy gotowi to wziąć. Nie zmusi
nas do przyjęcia miłości, szczęścia i wszelkiego dobra, jeśli nie przyjdziemy
do Niego i nie nadejdzie ten właściwy moment dojrzałości naszej wiary.
Kiedy Jezus nauczał
ludzi na pustyni, szły za nim tłumy. Była to masa głownie prostych, ubogich osób,
a pomiędzy nimi chorzy, niedomagający, którzy często ledwo trzymali się na własnych
nogach. Wielokrotnie najbliżsi i przyjaciele nieśli kalekich i chromych ludzi, idąc za Jezusem.
Gdy Jezus to usłyszał, oddalił się stamtąd w
łodzi na miejsce pustynne, osobno. Lecz tłumy zwiedziały się o tym i z miast poszły
za Nim pieszo. Gdy wysiadł, ujrzał wielki tłum. Zlitował się nad nimi i
uzdrowił ich chorych. (Mt 14, 13-14)
Pan Jezus lituje
się nad swoim ludem. Ci uzdrowieni ludzie nie musieli Go prosić, ponieważ
wyrazili swoją wiarę i prośby czynem. Przyprowadzenie chorych albo przyjście o własnych
siłach tak daleko jest czymś więcej niż słowem, jest wyrazem głębokiej ufności.
Chrystus postanowił
tam na pustyni zatroszczy się także o czysto ludzkie potrzeby. Uczniowie
chcieli wysłać ludzi do domów, by zaopatrzyli się w pożywienie ale Jezus miał prostsze
rozwiązanie, pełne miłości i czułości. Błogosławił i rozdawał tą niewielką ilość,
jaką mieli, nakarmiwszy każdego do syta. Dzięki temu pokazał nam, że mimo ubóstwa
i ograniczonej możliwości, nawet wtedy, gdy niewiele możemy zrobić dla innych,
pomoc przyjdzie „ z góry”. Jeśli zrobimy coś dla bliźnich z całego serca, ofiarując
ten gest Bogu, On postara się to rozmnożyć.
Jezus, poprzez rozmnożenie chleba i ryb, nakarmił tysiące głodnych ludzi. Dał
im także nasycić się słowem Bożym. Zadbał o to, co ziemskie i wieczne. Dał
ludziom to, czego potrzebowali we właściwym momencie. Stanie się to udziałem każdego
z nas, jeśli z niezłomną wiarą pójdziemy za Nim.