piątek, 30 sierpnia 2013

medytacja w lesie ale nie będzie o medytacji :-)

    Moje pierwsze w tym roku grzybobranie. 


     Mówi się: kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje.

     A ja niestety byłem dziś leniwy i wolałem dłużej pospać. No i miałem za swoje. Idąc swoim grzybowym szlakiem, wciąż widziałem pocięte grzyby, znak, że ktoś „przywłaszczył” sobie „moje” prawdziwki.
     Jakiś czas temu odkryłem pewne miejsce, moje grzybowe Eldorado. Niestety okazało się, że ci co wolą dłużej pospać, tracą pierwszeństwo.
     Na szczęście las jest duży i w końcu i ja nazbierałem swoje wiadereczko. 


    Uwielbiam łazić po lesie. Idealny czas, by pobyć w swoim towarzystwie. Przy okazji można usiąść, gdzieś na trawie i pogadać z Panem Bogiem. Ja grzybów nie lubię ale później rozdaję je znajomym i cieszę się ich radością.

     Dziękuję Ci Panie za te dary lasu, z których z Twojej dobroci możemy korzystać i za to, że zawsze prowadzisz mnie tam, gdzie rosną najdorodniejsze prawdziwki.

fragment z mszy Monastycznej Wspólnoty Jeruzalem

    Nie wiem, czy się uda ale spróbuję wrzucić. Znalazłem na komórce krótki film z mszy ze wspomnianego już przez mnie kościoła św. Marcina w Kolonii. Akurat odmawiane - wyśpiewywane jest „Ojcze nasz” (niestety w języku niemieckim) przez Monastyczną Wspólnotę Jerozolimską. Mam nadzieję, że nawet „zdeklarowani przeciwnicy” języka niemieckiego będą potrafili wczuć się w klimat i ze spokojem wysłuchać do końca ten kawałek. Swoją drogą sam kościół jest powalający. Choć jest bardzo surowy i generalnie pusty ale jest jakiś taki niesamowity. I nawet ja, a nie lubię surowych i pustych kościołów, byłem sparaliżowany w tym miejscu. 

 

Izaak - on się uśmiecha

Niech wiara najpierw zapuści korzenie w duszy spragnionej,
Niech po niej wzrośnie nadzieja i wyda owoc miłości. 
(brewiarz - już kiedyś cytowałem ten fragment ale ilekroć go czytam, nie potrafię spokojnie przejść dalej)

Pokaż mi drogę, którą mam kroczyć. Bo w Tobie pokładam nadzieję. 
(Ps 143,8)

Chryste, Ty jesteś słońcem sprawiedliwości, oświeć nas swymi promieniami  i oddal od nas wszelkie złe uczucia. 
(brewiarz - prośby)
  
Boże, Ty rozpraszasz ciemności niewiedzy światłem Twojego Słowa, pomnóż w naszych sercach moc wiary, aby żadne pokusy nie zgasiły ognia, który zapłonął dzięki Twojej łasce. 
(brewiarz - komentarz) 

(Beskidy - widok z Miziowej - rekolekcje 2013)

kościół w Ciśccu - świadectwo opatrzności Bożej

     W czasie rekolekcji wędrowaliśmy ze św. Janem i św. Piotrem po Beskidach. Studiując poszczególne teksty ewangelii i listów św. Jana i listów św. Piotra, wchłanialiśmy piękno gór i to prawda, że będąc tak wysoko, wspinając się na szczyt jest się naprawdę bliżej Pana.                 
    Człowiek czuje się taki bezradny i malutki. Poza tym łatwo uświadomić sobie, jak niesamowicie piękny świat stworzył nam Bóg. 


     Ojcowie Marek i Krzysztof przygotowali nam dodatkowo ciekawe niespodzianki i odwiedzaliśmy niesamowite miejsca, takie perełki, małe kapliczki, kościoły, święte miejsca. Stojąc w tych miejscach czuło się zapach historii, smak ludzkich losów i delikatną ale wszechmocną obecność Boga.



     Pewnego dnia odwiedziliśmy niewielki kościół pod wezwaniem św. Maksymiliana Marii Kolbe w Ciścu (nie mylić z czyśćcem).

Tam spotkaliśmy ks. Nowobilskiego, który opowiedział nam niesamowitą historię powstania tego kościoła. 



     Otóż na początku lat siedemdziesiątych mieszkańcom wsi Ciściec coraz bardziej doskwierał brak miejsca, gdzie mogliby się zbierać na modlitwy. Nie było nawet kaplicy. Postanowiono w końcu takie miejsce zorganizować. W związku z tym, że owe czasy nie sprzyjały takim inwestycjom (służby bezpieczeństwa skutecznie utrudniały powstawanie kościołów), początkowo próbowano zaadoptować nieużywaną już od dawna piekarnię ale po bliższych oględzinach, okazało się, że budynek nie spełnia wymogów. W związku z tym zdecydowano się wystąpić o pozwolenie wybudowania domu dwurodzinnego, ponieważ nie było mowy otrzymania zezwolenia na wybudowanie kościoła. Tylko w taki sposób można było obejść zakazy „z góry” i oszukać urzędników partii. 


    (oryginalne zdjęcia z placu budowy rok 1972 - Ciściec) 
    Władze wydały zezwolenie i przystąpiono do stawiania fundamentów, jednak nie udało się dotrzymać tajemnicy i nagle urzędnicy nakazali wstrzymać budowę. Przesłuchiwano podstawioną rodzinę, która uzyskała pozwolenie na budowę rzekomego domu. Próbowano groźbami wymusić informacje, co do rzeczywistych planów budowy. 



     W owym czasie ks. Nowobilski przebywał na rekolekcjach, gdzie „przez przypadek” dowiedział się o księdzu, który kilka miesięcy wcześniej wybudował w swojej parafii kaplicę w ciągu 24 godzin. Istniał bowiem przepis, który mówił, że budynek, który powstanie w takim czasie, nie wolno zburzyć. 



     To samo postanowiono dokonać w Ciścu. Zaplanowano rozpoczęcie budowy na ostatnią sobotę października. Tylko małe grono wtajemniczonych osób wiedziało o tym terminie. Niestety, znowu w jakiś sposób, służby bezpieczeństwa dowiedziały się o planach i po raz kolejny rozpoczęły się aresztowania i przesłuchania. Budowę odwołano. Ale nie na długo. Tydzień później w niedzielny poranek, naprawdę niewielka grupa ludzi, zaczęła budzić mieszkańców wioski i zwoływać na rzekomo mająca się odbyć mszę. Kiedy ludzie zeszli się na miejsce okazało się, że po mszy trzeba zakasać rękawy i wziąć się do budowy.


     Wielu zabrało się do pracy w odświętnych strojach, tak, jak przyszli na mszę. A później wszystko działo się błyskawicznie. Po kilku godzinach pojawiły się służby bezpieczeństwa i wszelkimi środkami starano się przerwać prace. Wyłączono nawet prąd we wsi i mieszkańcy pracowali przy świetle palących się dookoła opon. 



     Faktycznie kaplica stanęła po 24 godzinach i choć fachowcy twierdzili, że nie ma prawa ustać i że lada moment musi runąć, dzięki opiece Bożej, nie doszło do żadnej tragedii. Nawet władze na chwilę ucichły, ponieważ po cichu na to liczyły, że budynek runie i pociągnie za sobą ofiary, co będzie pretekstem do aresztowań i szybkiego załatwienia problemu.

     Należy wspomnieć także o tym, że mieszkańców i całą inwestycję w dużym stopniu wspierał i ochraniał Karol Wojtyła, który wtedy był kardynałem, bez jego pomocy byłoby jeszcze trudniej. 



     To nie był koniec wojny ze służbami bezpieczeństwa. Wioska przez całe następne dwa lata, dzień i noc, musiała pilnować kaplicy. Rozpisano dyżury, dopiero po tym czasie, kiedy Karol Wojtyła poświecił kaplicę, władze dały za wygraną i odpuściły.