czwartek, 14 marca 2013

Natchnieni - Jutta richter

Dziś wpadła mi w ręce cieniutka książeczka dla dzieci niemieckiej autorki Jutty Richter. Nie znalazłem tej pozycji w polskich księgarniach, więc podam przetłumaczony przeze mnie tytuł książki. W dosłownym tłumaczeniu: "Pies z zółtym sercem".
Zainteresował mnie opis z tyłu okladki, oto on:
To jest historia Lotty, jej braciszka "Księcia Neumanna" i  psa z mrocznej szopy dziadka. Owy pies ma już dość bycia samotnym, dlatego w szopie opowiada dzieciom  historie o B.Ogu, który jest wielkim stworzycielem i jego najlepszym przyjacielu Lobkowitzu.
Dopiero zacząłem czytać ale zapowiada się ciekawie i na pewno po ostatecznym zamknięciu książki, postaram się ją streścić. Dziś bardzo krótko i szybko przytoczę fragment z pierwszych kartek, ja widzę w tych słowach ukryty, głęboki przekaz i pewnie wielu będzie potrafiło się jakoś z tym utożsamić.
To jest zdanie głównego bohatera psa, po tym, jak  Lotta odnajduje go błądzącego po ulicach i stwierdza,  że zabierze go do siebie do domu i może tam zamieszkać, póki nie przypomni sobie skąd przyszedł i
gdzie jest jego miejsce.
Dokąd należę, gdzie jest moje miejsce - pomyślał pies. Gdyby naprawdę  istniało takie miejsce, to z pewnością nie zapomniałbym o nim.



Nie potrzebuję zbroi, by zwyciężyć, a chroni mnie spokój, który mam w sercu...



We wszelkich przeciwnościach odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował
Bo nie zdobyli ziemi mieczem swoim ani ich nie ocaliło własne ramię, Lecz ramię i prawica Twoja, i światło Twego oblicza, boś ich umiłował.
Bo nie zaufałem mojemu łukowi ani mój miecz mnie nie ocalił, Lecz Ty nas wybawiłeś od wrogów i zawstydziłeś tych, co nas nienawidzą.

Właśnie dziś ten fragment psalmu 44 smakuje mi zupełnie inaczej. Każdy z nas mógłby pisać opasłe książki na temat wiary i tego, czym ona jest. Jak często położylibyśmy głowę pod topór stawiając na potęgę naszego zaufania względem Boga. A Pan Bóg w swojej nieskończonej mądrości, tą naszą pewność z lekkim cieniem pychy rozbija później w procha, jak zeschnięty liść. Oczywiście powinniśmy się radować z  tego powodu, ponieważ Pan doświadcza tych, których kocha, a robi to tylko po to, by dokopać się do ukrytej pod gruba warstwą grzechu, słabości i egoizmu, prawdy naszych serc. Niesamowite, jak często jesteśmy krótkowzroczni, nieprawdziwi i mijający się z prawdą.

Jednak Bóg czuwa nad nami i jak najlepszy Ojciec troszczy się, byśmy poszli właściwą drogą. Ja sam przekonałem się, że wiele razy zdarzenia i sytuacje, które odbierałem, jako porażkę, czy stratę, przynosiły mi później ogromne korzyści i nie mówię tu tylko i wyłącznie o materialnym wymiarze. Dzięki takim doświadczeniom nabierałem siły, uczyłem się i dojrzewałem. Oczywiście na wszystko musi być odpowiedni czas.
Wczoraj jadąc samochodem wrzuciłem do odtwarzacza płytkę z nagranymi homiliami ks. Pawlukiewicza. Wszystkie już wcześniej przesłuchałem (to bardzo stara płytka CD). Wybrałem
pozycje na chybił trafił  i usłyszałem coś, czego wcześniej nie rozumiałem, a co jest tak banalne i proste, jak dla przedszkolaka to, że lizak jest słodki i smaczny.
Bylem skoncentrowany tak, jak kiedyś, starałem się wyłapać sens ale teraz moje serce jest inne, odmienione, ponieważ Pan Bóg wziął je
jakiś czas temu w swoje ręce  i zaczął lepić. Nadal je kształtuje i poprawia, czuje to bardzo dobrze.
Po prostu teraz nadszedł właściwy czas. Na potwierdzenie tego faktu, otworzyłem dziś brewiarz na godzinie czytań i przeczytałem:
“Kto rozmyśla nad prawem Pana, wyda owoc we właściwym czasie.”
Podobnie brzmi werset psalmu 1go:
“Jest on jak drzewo zasadzone nad płynącą wodą, które wydaje owoc w swoim czasie…”
I wszystko stało się, jasne. Nieważne dokąd idę, jakie decyzje podejmuję, nigdy nie powinienem stracić z oczu Pana Jezusa i nie przestawać słuchać Jego słów. Bardzo długo męczyło mnie pytanie i wątpliwość, czy działać, czy pozostawić działanie Bogu. Teraz kiełkuje już to małe przekonanie, że najważniejsze jest zaufanie. Nie muszę mieć zbroi, miecza i być pokaźnych rozmiarów, tak jak nie był Dawid ale on dzięki swojej naturalności, potędze wiary i niewyczerpanemu zaufaniu pokonał Goliata.
Nie muszę mieć wielkiego wojska, twardych żołnierzy i nieskazitelnego wyposażenia, by mury Jerycha się zawaliły i bym zdobył miasto bez najmniejszych strat. Pan Bóg da mi wszystko, czego potrzebuje. Nie znaczy to jednak, że zawsze uda mi się każda rzecz, jaką zacznę, że pokonam wszystkie problemy, jakie staną na mojej drodze, ponieważ moje wyobrażenie sukcesu, szczęścia, moje pragnienia nie zawsze są właściwe, prawdziwe i zgodne z wolą Bożą.
Czasami porażka jest większym zwycięstwem. Ważne jest zaufanie i spokój ducha.
W tym miejscu nawiąże do homilii ks. Pawlukiewicza, który mówił o spokoju i radości, które płyną z zaufania i przekonania, że Bóg nami kieruje. Prawdziwą radością człowieka jest zachowanie spokoju i pogody ducha w najbardziej trudnych sytuacjach. Kiedy nie mamy znikąd szansy na pomoc, na poprawę naszej beznadziejnej sytuacji, kiedy Pan Bóg nie przychodzi z pomocą i czujemy się samotni , bardzo doświadczeni, a my właśnie wtedy nie upadamy i bez marudzenia idziemy dalej. 
Tobie Panie zaufałem i wiem, że nie będę zawstydzony w swojej ufności.