środa, 3 kwietnia 2013

Izaak - on się uśmiecha

Przez słowo Pana powstały niebiosa,
wszystkie gwiazdy przez tchnienie ust Jego.
(brewiarz)
Kazałeś ludziom deptać nasze głowy,
przeszliśmy przez ogień i wodę,
ale wyprowadziłeś nas na wolność.
(Psalm 66,12)

Jeśli kto chce pełnić wolę Jego,
ten pozna, czy ta nauka jest z Boga,
czy też ja sam mówię od siebie.
(J 7, 17)

Chodzę, czy gonię…?

     Siedzę i zastanawiam się, jak się poruszam, jak funkcjonuję, jak żyję.
Chodzę, czy gonię…?


Żyję spokojnie i  świadomie…?
Czy jestem w ogóle w stanie poczuć swoje istnienie tu na ziemi…?
Poruszam się rozważnie, by móc dzięki temu dostrzec otoczenie…?
Chodzę ostrożnie, patrzę gdzie stawiam kroki…?
Czy wiem, co czuję, czego pragnę…?
Wiem, jaki jestem, patrząc w lustro widzę znajomą twarz…?
Znam rzeczy, które mnie cieszą i które przynoszą łzy…?
Potrafię rozpoznać dobro, zobaczyć radość, dotknąć szczęścia…?
Czy mogę powiedzieć dokąd idę, gdzie jest mój cel…?



Wolno, spokojnie, świadomie, rozważnie, mądrze, w wolności, bez barier, bez uzależnień,  bez pośpiechu, lekko…
Chodzę?

czy raczej gonię?

Wciąż się gdzieś spieszę…?
Brakuje mi zawsze czasu i wciąż się spóźniam…?
Nie potrafię się zorganizować…?
Czy dookoła mnie widzę wciąż bałagan…?
Czuję, jakbym znajdował się w środku cyklonu…?
Czy wciąż pędzę i lecę na złamanie karku…?
Wydaje mi się, jakbym czuł stale presje, ciśnienie, rosnące wymagania…?
Czy cały czas chcę więcej, dalej, mocniej, lepiej…?
Poruszam się tak szybko, że nie dostrzegam kształtów, wszystko się rozmywa…?
Nie potrafię się zatrzymać, czy w ogóle wiem, gdzie jestem…?
Biegnąc do przodu nie dostrzegam tego, co jest obecne…?



Presja, stres, lęk, zaniedbania, oczekiwania, niezadowolenie, szybko, niedbale, wciąż ograniczony, spętany, czując gniew, wściekłość…
Gonię?
    W pierwszej Księdze Samuela w ósmym rozdziale mowa jest o tym, jak Izrael zapragnął mieć króla. W owym czasie sędzią nad całym narodem był Samuel. Jednak nadszedł kres jego sił i wierny sługa Boży, wyznaczswoich dwóch synów na następców. Niestety jego synowie nie kochają Pana, tak jak Samuel. Choć służą Bogu, jako sędziowie, dopuszczają się złych czynów, biorą datki, napychają własne kieszenie. Kierując się zyskiem, łamią prawo.
    W owym fragmencie jest przepiękne zdanie, które zmusiło mnie dziś do zastanowienia się nad tym, jak ja żyję i jak służę Bogu. To zdanie fantastycznie i bardzo jaskrawo pokazuję, że w życiu mamy wybór. Bóg daje nam wolność w obraniu swojej drogi, a to jaką wybierzemy, zdeterminuje nasz sposób poruszania się. 

Lecz jego synowie (Samuela) nie chodzili jego drogami, gonili raczej za zyskiem. (1 Sm 8,3) 

A Ty jak się poruszasz?

Przyjdźcie do Mnie


     Dziś w Ewangelii usłyszeliśmy między innymi fragment z  dziejów apostolskich z przepięknym zdaniem wypowiedzianym przez św. Piotra:

 Nie mam srebra ani złota ale co mam, to ci daję (Dz 3, 6).
 
    Uczniowie, napełnieni mocą Ducha Świętego, uzdrawiali dusze i ciała tych potrzebujących, których wiara uratowała od grzechu i śmierci. Wybrani i wysłani przez Jezusa, wykonywali z gorliwością Jego dzieło.           
    Kiedy słuchałem tego fragmentu, przypomniałem sobie te historie, gdy Jezus uzdrawiał ludzi. Takich przypadków było mnóstwo. Uzdrowienie sługi setnika, uzdrowienie opętanych, uzdrowienie trędowatego, sparaliżowanego, ślepego i głuchoniemego, kobiety cierpiącej na krwotok, a także wskrzeszenia umarłych. Sam bardzo lubię historię uzdrowienia chorego przy sadzawce.

Potem nastąpiło święto żydowskie i Jezus udał się do Jerozolimy. W Jerozolimie zaś znajduje się sadzawka Owcza, nazwana po hebrajsku Betesda, zaopatrzona w pięć krużganków. Wśród nich leżało mnóstwo chorych: niewidomych, chromych, sparaliżowanych, którzy czekali na poruszenie się wody. Anioł bowiem zstępował w stosownym czasie i poruszał wodę. A kto pierwszy wchodził po poruszeniu się wody, doznawał uzdrowienia niezależnie od tego, na jaką cierpiał chorobę. Znajdował się tam pewien człowiek, który już od lat trzydziestu ośmiu cierpiał na swoją chorobę. Gdy Jezus ujrzał go leżącego i poznał, że czeka już długi czas, rzekł do niego: «Czy chcesz stać się zdrowym?» Odpowiedział Mu chory: «Panie, nie mam człowieka, aby mnie wprowadził do sadzawki, gdy nastąpi poruszenie wody. Gdy ja sam już dochodzę, inny wchodzi przede mną». Rzekł do niego Jezus: «Wstań, weź swoje łoże i chodź!» Natychmiast wyzdrowiał ów człowiek, wziął swoje łoże i chodził. (J 5, 1-9)


    Teks o którym można byłoby długo dyskutować. Szczególnie wyraźnie pokazana jest tutaj cierpliwość i wiara, działanie Boga, które nie zna pojęcia czasu. Ale dziś nie chcę o tym pisać, ponieważ w trakcie słuchania przeleciały mi przez głowę inne myśli i refleksje, którymi chcę się podzielić.
    Zdałem sobie sprawę, że często słysząc Słowo Boże, nie potrafimy zidentyfikować się z tymi osobami o których jest mowa. Wydają się nam odlegli, obcy i bardzo nierealni. Jak postacie  z bajek albo opowiadań. Zrozumiałem, że trudno jest nam ubrać ich problemy, a dokładniej w tych przypadkach, ich choroby i dolegliwości w dzisiejszą rzeczywistość. Jak mało realnie brzmi słowo: trąd, opętanie, bycie chromym. Na co dzień tego nie widujemy. Dlatego w ogóle nie potrafimy wyobrazić sobie tych scen, przez co nie trafia do nas symbolika i przesłanie tych fragmentów. A w konsekwencji Słowo Boże nie działa w nas.
     Pewnie myślimy: przecież mnie to nie dotyczy. Ja mam zupełnie inne problemy. Ale czy rzeczywiście?

    Pan Jezus mówił: Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię (Mt 11,28).

    Mówi to do nas teraz żyjących, tu obecnych: 
  • sparaliżowanych strachem, lękami, fobiami, więźniów własnych słabości, grzechów, barier i uzależnień;
  • głuchych na prawdę, nie umiejących słuchać rad, przekonanych o własnej nieomylności
  • ślepych na piękno życia, na zgubny wpływ marności tego świata, ślepi na zmierzanie ku zatraceniu, na zbawienne działanie życia prostego, pokornego i wartościowego;
  • niemych - nie potrafiących mówić o emocjach, nie potrafiących wyrażać uczuć, wdzięczności;
  • opętanych przez pychę, egoizm, chciwość i żądze ciała.

Jezus pyta: Czy chcesz stać się zdrowym?
Chcesz?

Więc wiesz, co masz zrobić…

Kantyk Słońca

Pochwała stworzeń - Św. Franciszek

 
Najwyższy, wszechmocny i dobry Panie,
Twoje są uwielbienie, chwała, cześć i wszelkie błogosławieństwo.
Tylko Tobie, o Najwyższy, one przynależą,
I żaden śmiertelnik nie jest godzien wymieniać Twojego imienia.
Pochwalony bądź, mój Panie, ze wszystkimi Twymi stworzeniami,



nade wszystko z panem bratem Słońcem,
bo jest on lampą dnia i nim rozświetlasz naszą drogę.

Jakże on piękny, promieniejący i pełen blasku.
O Tobie, o Najwyższy, daje nam wyobrażenie.
Pochwalony bądź, mój Panie, przez siostrę Księżyc i gwiazdy:
stworzyłeś je na niebie, jasne, cenne i piękne.
Pochwalony bądź, mój Panie, przez brata Wiatr


i przez powietrze, słotę, spiekotę i każdą pogodę,
którymi wspierasz wszystkie Twe stworzenia.
Pochwalony bądź, mój Panie, przez siostrę Wodę,



która jest bardzo użyteczna, i pokorna, i czysta.
Pochwalony bądź, mój Panie, przez brata Ogień,



który rozświetla mroki nocy:
piękny on, radosny, nieprzejednany i silny.
Pochwalony bądź, mój Panie, przez matkę naszą Ziemię,
która nas żywi i utrzymuje,
wydając wszelki owoc, barwne kwiaty i zioła.
Pochwalony bądź, mój Panie, przez tych, którzy z miłości do Ciebie przebaczają,
znosząc chorobę i niepowodzenia.
Błogosławieni, którzy zniosą je w pokoju,
bo przez Ciebie, o Najwyższy, zostaną nagrodzeni.



Pochwalony bądź, mój Panie, przez siostrę naszą Śmierć cielesną,
przed którą nikt z żyjących ujść nie może:
biada umierającym w grzechu ciężkim;
błogosławieni, których zastaniesz, pełniących Twą najświętszą wolę,
śmierć druga nie uczyni im żadnej szkody.
Chwalcie i błogosławcie mojego Pana i dzięki mu składajcie,
służcie mu w wielkiej pokorze.