wtorek, 23 czerwca 2015

czarny jestem i piękny

Każdy człowiek potrzebuje stale nawet pewnej ilości trosk, cierpień lub biedy, tak jak okręt potrzebuje balastu, by płynąć prosto i równo (Artur Schopenhauer)

     Naprawdę potrafisz mnie zaskoczyć.
Zaskakujesz mnie słowami, które wydają się być oczywiste i sensowne ale ja słyszę je po raz pierwszy i dopiero teraz pojmuję ich prawdę. Masz rację, ta czarna była we mnie od zawsze. Co więcej ta czarna, którą widziałem w drugim człowieku, towarzyszyła mi odkąd pamiętam. Nie potrafiłem ją tylko uchwycić i opisać. Nie znałem roli jaką odgrywa. Chyba się jej bałem ale teraz wiem, że tylko dlatego, że jej nie rozumiałem.
     Czarna we mnie... wszystko to czego w sobie nie lubię, co sprawia, że czasami czuję się gorszy, co wiem, że jest niefajne i co wzbudza we mnie te złe intencje. Czarna we mnie jest tym, co powoduje, że jestem niezdolny do dobrych, trwałych i budujących relacji.
Czarna w drugim człowieku.... to wszystko to, co wydaje się przeszkadzać mi w budowaniu z tą osobą jakichkolwiek relacji.
     Czarna potrafi mnie sparaliżować, ponieważ zniekształca moje poczucie wartości. Czarna jest moimi kompleksami. Czarna jest przeszkodą, która nie pozwala mi widzieć dobrej przyszłości dla mojego związku lub relacji z przyjacielem. Czarna bywa jednak czasami wytworem mojej wyobraźni.

     A Ty mówisz: czarny jesteś ale piękny.

Ismael, choć jego ojcem był Abraham, został skazany na śmierć na pustyni, ponieważ miał matkę niewolnicę i gdy urodził się jego brat z prawowitej żony Abrahama, jego los został przesądzony. Został czarnym. Jednak Pan Bóg uratował go od śmierci i powiedział: chociaż jesteś czarny błogosławię cię i chcę byś był źródłem dobra. Mimo tego, że jesteś czarny, obdarzam cię łaskami i daję możliwość byś rósł w siłę (Rdz 16,7-12).
     To, że jestem czarny nie znaczy, że jestem lepszy ale jestem równie błogosławiony.

     Mówisz, że jeśli przyjmę do serca kogoś, kto wydaje mi się czarny, jeśli okażę mu sympatię, zaoferuję pomoc, znajdę czas i zrozumienie, a nawet zwiążę z nim swój los, to będę wyjątkowy.

Mojżesz postanowił wziąć sobie za żonę nie-izraelitkę. Oczywiście spotkało się to z wielkim protestem i sprzeciwem. W owym czasie przestrzegano prawa, by łączyć się tylko z osobami tego samego wyznania, a wybranka Mojżesza była etiopką. Na to odezwał się Pan Bóg i powiedział, że mój sługa Mojżesz, choć bierze sobie za żonę „czarną” jest moim ukochanym i najpokorniejszym sługą (Lb 12).
     Wymagający szef, wścibska sąsiadka, niegrzeczne dzieci, zapominalski przyjaciel i wielu innych ludzi, których mamy dookoła. Często w drugim człowieku widzimy braki, niedoskonałości, wady i wydaje nam się on „czarny”. Myślimy, że niemożliwa jest relacja z takim człowiekiem ale jeśli przyjmiemy taką osobę, zaakceptujemy i okażemy serce, to będzie się to podobało Bogu. 

     Wiesz wydaje mi się to czasami bardzo trudne. Zwłaszcza, że mam blisko siebie kogoś, kogo naprawdę trudno mi ostatnio znieść. Jednak jeśli pomyślę sobie, że to działa także w drugą stronę i że ja też jestem albo bywam czarny. Poza tym jestem na pewno pełen słabości i wad, a mimo tego Pan mnie kocha, to daje mi to siłę i motywację.

     Mówisz, że mimo tej czarnej we mnie, jestem równie błogosławiony, a kiedy przyjmuję w życiu i okazuję serce ludziom równie czarnym, jestem dla Boga wyjątkowy. Mówisz, że nie znaczy to, że wszystko jest załatwione i mogę założyć ręce. Że mam się cieszyć z tej czarnej we mnie i w innych i żyć spokojnie. Mówisz: nie, masz sobie z tą czarna radzić, masz się nawracać. Dobrze, że jest ta czarna, dobrze, że o niej wiesz ale chciej ją zmienić.

     Dobrze, obiecaj mi tylko, że dzięki tej pracy z czarną mogę w sobie i swoim sercu osiągnąć coś pięknego.

Czy istnieje Bóg?

Pewnemu człowiekowi zadano pytanie: - Czy istnieje Bóg?

On odpowiedział w ten sposób: - Radzę ci najpierw zastanowić się, czy - w zależności od odpowiedzi - zmieniłoby się twoje postępowanie. Jeżeli nie, to pytanie powyższe możemy uznać za niebyłej. Jeżeli zaś tak, to mogę ci przynajmniej o tyle pomóc, że powiem ci, iż ty decyzję już podjąłeś: ty potrzebujesz Boga.

piątek, 19 czerwca 2015

powołani do miłości 1

    Kto szuka na śmietniku, choćby skarbów - wygląda na dziada (Władysław Grzeszczyk)

    Ty wiesz Matko, że mocno nad tym pracuję i się staram ale cały czas, jakoś tak nie do końca wychodzi. Czuję się, jakbym był na kolejce górskiej. Raz jadę do góry i wszystko wydaję się układać, po czym za chwilę spadam z oszałamiającą prędkością w dół. I ta ostatnia sytuacja nie daje mi spokoju, dlatego piszę do Ciebie, ponieważ z jednej strony wiem, że mnie rozumiesz i nawet jeśli ocenisz, to szczerze, a z drugiej, chyba potrzebuję się wygadać.
     Pracuję ze Stephanem już trzy lata. Kiedy po raz pierwszy go zobaczyłem, nie wiedziałem, że będzie tak trudno. I wcale nie chodzi o to, że Stephan ma porażenie czterokończynowe i że nie jest w stanie wykonać żadnego ruchu celowego, że nie potrafi zrobić nic i w każdej czynności trzeba mu albo pomóc albo wykonać to za niego. Nie chodzi mi również o to, że cierpi na afazję i nie potrafi mówić, a w związku z tym trzeba nauczyć się rozumieć jego gesty i zachowania, by odczytywać jego potrzeby i nastroje. Na szczęście mamy tablicę z literami, dzięki której możemy się porozumiewać. Często widzę zdziwienie ludzi, którym o tej metodzie opowiadam, ponieważ tym, którzy nigdy nie mieli styczności z osobami z niepełnosprawnością, trudno jest sobie to wyobrazić. A sposób ten jest bardzo prosty i nieskomplikowany, choć, jak wszystko wymaga na początku ćwiczeń i wprawy. Chodzi o to, że siadam blisko Stephana i trzymam tą przeźroczystą tablicę między nami, a kiedy Stephan patrzy na litery, śledzę jego oczy, a dokładniej stronę w którą patrzy i odczytuję litery, budując słowa, zdania i wypowiedzi.
     Tak więc nie chodzi mi o jego fizyczne braki, czynności, które trzeba wykonać, by umożliwić mu w miarę normalne funkcjonowanie, a wspomnę, że on nawet nie może podrapać się po nosie, kiedy go swędzi. Bardziej skomplikowane, trudne i wymagające jest zmierzenie się z jego charakterem, wszystkimi przyzwyczajeniami, sposobem myślenia i relacją z jego mamą, która to odciska na wszystkim bardzo wyraźny ślad.
     Od samego początku wierzyłem, że trafiłem do niego, bo taki był plan Boży. I choć do tej pory dwa razy się rozstawaliśmy, ponieważ dochodziło to takich momentów, kiedy wydawało nam się, że dalsza współpraca nie jest możliwe, znowu pracujemy razem. Teraz, nieznacznie mądrzejsi dzięki przeszłości i doświadczeniu, udało nam się chyba osiągnąć, najlepszy od początku naszej znajomości, stan współpracy, kompromisów i współgrania. Jednak czasami myślę, że to dążenie i próby budowania tej relacji są jednostronne.
     Ostatnio oglądałem film, który strasznie mi się spodobał i zrobił na mnie ogromne wrażenie. Pewnie częściowo dlatego, że opowiada prawdziwą historię Helen Keller, która z powodu przebytej w dzieciństwie choroby traci wzrok i słuch. Rodzice, którym nie można odmówić faktu, wielkiej miłości do córki ale miłości, która niestety niekorzystnie wpływa na rozwój dziecka i budowanie z nim jakichkolwiek relacji, zatrudniają nauczycielkę Annie Sullivan. Dzięki konsekwencji, daru, mądrej miłości guwernantka, która zresztą pozostaje z Heleną do końca swoich dni, oswabadza dziewczynkę z więzów niedojrzałej i nieumiejętnej miłości rodziców, ślepego współczucia i okazywania przyzwolenia w każdej sytuacji, przez co dziewczynka bywała rozpieszczona, złośliwa i też zagubiona. Nie znając, nie chcąc i nie potrafiąc dostosować się do zasad.
     Niestety w pracy ze Stephanem często spotykam się z tym i bardzo trudno jest mi pewne rzeczy przyjmować, akceptować, szukać rozwiązań i działać. Oczywiście nic nie dzieje się bez przyczyny. Wiem, że wciąż się uczę. Sam się zmieniam, dzięki temu, że istnieję w jego życiu, a on w moim i zdaje sobie sprawę, że czeka nas jeszcze dużo pracy i cierpliwości ale czasami bywam bezradny. Szczególnie wobec tak mocniej, częściowo chorobliwej relacji między matką i synem. 
    Znowu się rozpisałem. Dziękuję Ci, że jesteś. Dziękuję, że mnie wysłuchujesz. Dziękuje Ci, że mnie wspierasz i pomagasz wybierać. Niedługo znowu napiszę :-)

środa, 17 czerwca 2015

Mierz siły na zamiary, lecz nie realizuj zamiarów na siłę (Janusz Gaudyn)

    Przed chwilą wysłałem Ci odpowiedź na Twoje pytanie. Byłem dumny z tego, że akurat w tej sprawie wydaje mi się, że dobrze rozumiem różnicę. I choć słowa albo sposób w jaki ubieram swoje myśli i zdanie, bywają niedoskonałe, czucie tego sercem jest raczej właściwe.
   Byłem z siebie zadowolony. Jednak, kiedy wysłałem Ci wiadomość, zacząłem się zastanawiać, czy jednak to, jak to rozumiem i pojmuję, nie mija się z moją postawą w życiu codziennym.
   Zadałeś mi pytanie, które odnosiło się do dzisiejszego ( (Mt 6,1-6.16-18) i wcześniejszego (Mt 10,7-13) fragmentu Ewangelii:

    W poprzednim fragmencie Bóg mówi nam, abyśmy głosili słowo Boże, abyśmy pokazywali ludziom drogę do Niego. W dzisiejszym fragmencie mówi nam, żeby modlić się w ukryciu, dla siebie, w skupieniu... aby nie robić tego na pokaz, więc?

Odpowiedziałem:

    Myślę, że chodzi o to, byśmy byli szczerzy i prawdziwi w relacji z Panem Bogiem. Modlitwa jest rozmową. Powinniśmy rozmawiać z Bogiem nie na pokaz ale z potrzeby serca, dlatego cisza, skupienie, ustronne miejsce. To jest czas dla Boga i dla nas. W Piśmie Świętym jest napisane, że Pan Jezus też chodził na pustynię, po to, by rozmawiać z Ojcem, po to, by usłyszeć w ciszy własne serce, po to, by uporządkować myśli.
A dobra i prawdziwa relacja z Bogiem przyniesie owoce w postaci naszych uczynków i zmiany postawy. To właśnie mamy nieść innym ludziom. Pokazywać czynami, jak dobry i pełen miłości jest Pan w stosunku do nas, wtedy będziemy przykładem i świadectwem. Powinniśmy głośno i otwarcie mówić o tym, by ci, którzy Boga nie znają albo wahają się, mogli Go lepiej poznać.

    Refleksja przyszła krok później:
    Owszem modlitwa jest stałym elementem każdego dnia. Czasami siadam w zaciszu własnego domu, czasami będąc w drodze, wchodzę do stojącej na uboczu kapliczki, lubię rozmowy z Bogiem w cieniu wysokiego drzewa, przy szumie płynącej rzeki, patrząc na szczyty gór. Jednak wiem, że równie ważne są spotkania i przeżywanie wiary we wspólnocie podczas różnych nabożeństw. Jaka jest wtedy moja postawa i jakie intencje? Usiąść w pierwszych rzędach, wystroić się, równo złożyć ręce, głośno śpiewać, ociągać się przy konfesjonale, odchodząc z grobową miną, pospieszyć do komunii...?
Czy mnie widzą i kto mnie widzi?
    A z drugiej strony, czy czasem, przy różnych okazjach, w kontakcie z niektórymi osobami nie wstydzę się przyznać, że robię znak krzyża przed posiłkiem, odmawiam różaniec, proszę o błogosławieństwo przed podróżą, modle się wieczorem...?
    Jak jest z moją hojnością i zdolnością do pomagania innym? W nasze serca wprawdzie wpisana jest dobroć i miłość. Wyciągamy ręce, by pomagać innym. Ale komu i jakie są tego intencje? Czy pomagam tylko tym, którzy są dla mnie ważni i których lubię? Czy pożyczam tylko tym, o których wiem, że są w stanie oddać? Czy niosę miłość i moje zainteresowanie ludziom, ponieważ wiem, że tego potrzebują, czy dlatego, że sam będę miał z tego korzyści, ktoś mnie pochwali, będą mnie podziwiać, ktoś mnie polubi, może sam siebie bardziej polubię?
   Wiesz, że jest różnie. Najgorsze jest to, że czasami sam sobie z tego nie zdaje sprawy. Nie potrafię tego zauważyć. Głaszczę sam siebie po główce, karmię pychę i poranione poczucie własnej wartości.

wtorek, 16 czerwca 2015

Oko za oko uczyni tylko cały świat ślepym (Mahatma Gandhi)

    Cieszę się, że znowu mogliśmy się spotkać. Jak zwykle zasiałeś w moim sercu ziarenko, które zaczyna kiełkować i z niecierpliwością, będę czekał na to, by się przekonać, jakie owoce przyniesie. Po raz kolejny musiałem przetrawić wszystko o czym mówiłeś.
     Dziękuję Ci za to, że przewidziałeś, jak potoczy się Agnieszki i moja walka o naszą relację. Dobrze znasz nasze charaktery, zarówno te silne i dobre strony, jak i nasze słabości i braki. My sami zapewne nigdy nie napisalibyśmy takiego scenariusza i nigdy nie przewidzielibyśmy, że przyjdzie nam zmagać się z tyloma trudnymi sytuacjami ale dzięki nim wciąż coraz lepiej się poznajemy i doświadczamy, jak ułomni jesteśmy w prawdziwym kochaniu, pokorze i ofiarowywaniu siebie drugiej osobie.
Dziękuję Ci za to, że właśnie teraz dałeś nam „Pachnidła”. Mówi się, że rzadko w życiu otrzymuje się odpowiedzi na najtrudniejsze pytania. Fakt, że choć często nie ma gotowej odpowiedzi, ja jednak z tym się nie zgadzam i jestem zdania, że odpowiedź zawsze przychodzi, tylko trzeba mieć „otwarte” uszy. Poprosiłem Cię o radę i otrzymałem ją właśnie poprzez te konferencje.
     Najbardziej w tym wszystkim zadziwiające jest to, że rozwiązania są proste, często bardzo oczywiste. Pytam się siebie, czemu na to nie wpadłem. Druga sprawa, że choć są one tak banalnie proste, ogromnie trudno jest nam je wcielić w życie. Powody? Pycha, przecież wiem i potrafię lepiej. Złe w skutkach przyzwyczajenia. Egoizm, patrzymy tylko przez pryzmat własnej wygody. Tchórzostwo, boimy się spojrzeć w prawdzie na nasze błędy. Lenistwo, brak nam konsekwencji i mało wymagamy od siebie, lepiej powiedzieć: przecież taki jestem. A przede wszystkim nie chcemy prawdziwie uwierzyć w sens i drogę tej ziemskiej wędrówki, nie potrafimy oddać wszystkiego w całkowitym zaufaniu i zawsze zostawiamy sobie coś na „ w razie czego”. Nigdy w pełni, nigdy bez reszty, nigdy całkowicie, zawsze zachowawczo, asekuracyjnie, zawsze, a jeśli jednak...
     Czasami jest mi głupio, że mówisz mi takie oczywiste rzeczy. Nie dlatego, że je mówisz ale dlatego, że musisz. Ale to dobrze, bo kiedy Ty je mówisz, chyba mocniej one do mnie docierają, z większą mocą, dłużej się na nich zatrzymuję i staram się przyjąć.

Ufam Ci.

     Zapach miłości, olejek dobrego związku. Siedzę i zastanawiam się nad tymi składnikami. Powiedziałeś: mirra, cynamon, kasja i wonna trzcina zalane oliwą.
     Mirra (składnik używany przez Izraelitów do grzebania zmarłych) mówi mi, że powinienem być wierny aż do śmierci, powinienem walczyć o nasz związek i nie chodzi tu tylko o to, bym był fizycznie wierny i trwał w tej relacji, aż do śmierci. To znaczy także, bym się nie poddawał nawet, gdy przyjdą trudy i zwątpienia. Nawet wtedy, gdy będzie boleć i gdy będzie mi się wydawało, że przez problemy i w trakcie tej walki o nas, umieram.
     Cynamon (używany po to, by chronić pewien składnik przed zapachami innych składników) pokazuje mi, że mam chronić naszą miłość przed niebezpieczeństwami tego świata. Wspierać i dawać siłę ukochanej osobie. Przechodzić z nią przez trudne i bolesne sytuacje.
     Wonna trzcina (skojarzenie z pisaniem trzciną, czyli biegłym językiem) wskazuje mi na to, że w relacji ważna jest umiejętność wchodzenia w dialog. Muszę być otwarty nawet na trudne rozmowy. Powinienem nie uciekać przez prawdą, nawet jeśli jest niewygodna. Powinienem słuchać nie tylko uchem ale i sercem, tego, co drugi człowiek chce mi przekazać, bym potrafił zrozumieć znaki, emocje, to, co się w nas dzieje, zauważyć własne błędy i to, co udaje mi się właściwie wykonać.
     Kasja (składnik powstający w bardzo wysokiej temperaturze) wskazuje na żar. Nie tylko seksualny ale przede wszystkim żar dbania o to, byśmy walczyli o naszą relację i pracowali nad tym, by się dogadać. Mimo nieporozumień, a nawet właśnie dlatego mam jeszcze mocniej i intensywniej próbować scalać i wyjaśniać. Pytać i tłumaczyć. Przepraszać i wybaczać. Ofiarować i przyjmować. Kierować i dawać wolność.
     Wszystkie te składniki zaleję oliwą, łagodnością, czyli będę się nieustannie starać, by nie krzywdzić ukochanej osoby. 

     Na tle tych składników nie zawsze wyglądam idealnie ale dzięki temu wiem, że muszę się bardziej starać i więcej z siebie dać. Podniosłeś poprzeczkę wysoko ale to dobrze, ponieważ nie chcę stać w miejscu, wolę podjąć wyzwanie i stanąć do walki.
Zakładam rękawiczki.

środa, 10 czerwca 2015

Poszukiwacz

Chwałą Pana jest człowiek żyjący w pełni.
                          (św. Ireneusz)


    Zastanawiałem się dzisiaj, kiedy nasze drogi się skrzyżowały. Obliczyłem, że było to ponad 3 lata temu, dokładnie 3 lata i 3 miesiące ale tak naprawdę wydaje mi się, jakbyśmy się znali całe życie. Dzięki Twojej mądrości, problemom i pytaniom, które mi stawiasz, zacząłem zupełnie inaczej patrzeć na świat. Nasze rozmowy stały się źródłem swiatła w pomieszczeniu w którym wisi moje wewnętrzne lustro. Teraz spoglądam inaczej w swoje oblicze i czasami w ogóle nie rozpoznaję człowieka, którym kiedyś, wcale nie tak dawno, byłem.
    Nie zdawałem sobie sprawy, że mając prawie 39 lat w, prawie każdy powiedziałby, dojrzałym wieku, można być tak niedojrzałym. Czuję coraz bardziej, jakbym stał przed niewidocznymi drzwiami, które jednak zasłaniają mi prawdziwą rzeczywistość, nie pozwalając mi wyjść ze skostniałego, wymyślonego przeze mnie, zniekształconego pomieszczenia, które do tej pory było całym moim życiem. Kiedyś wszystkim, co znałem i co wydawało mi się być bezkresem pełnym możliwości. Dziś prawie się w nim duszę i powoli zauważam, jak mizerny, skarlony i nieogarnięty jestem przez tą izolację. Tyle rzeczy nie wiem, tylu nie rozumiem. Jednak nadal nie mogę wydostać się na zewnątrz. Patrzę przez mały otwór w drzwiach. Każdego dnia pornaję nowe barwy, zapachy i przedmioty ale tak wielkie mnóstwo jest tego, co mogę jeszcze odkryć. Widzę rzeczy, których nie rozpoznaję. Dzięki Tobie uczę się je nazywać i naprawdę wierzę, że któregoś dnia uda mi się stąd wydostać.
    Z jednej strony straszne jest to, że tyle czasu zmarnowałem i tyle spraw popsułem przez to, że żyłem nieświadomie w tym hermetycznym pudełku. Z drugiej jednak strony wspaniałe jest to, co przede mną i ile jest do odkrycia, a przede wszystkim, że dostałem szansę, by tego dokonać.
    Zapytałeś mnie ostatnio: kim jestem? Jakiś czas temu pewnie odpowiedzaiłbym Ci, że jestem facetem z poczuciem humoru, romantykiem, który lubi zieleń natury i dotyk mokrego, psiego nosa.Człowiekiem który, uwielbia latać za piłką ale także poleniuchować z dobrą książką na plaży. Pewnie powiedziałbym Ci, że jestem fizjoterapełtą i kocham swoją pracę i że moje zawodowe wybory i to prawdziwy strzał w dziesiątkę. Gdybyś dał mi trochę więcej czasu i milcząc zaprosił do dalszych przemyśleń, zapewne opowiedziałbym Ci więcej o swoich marzenia i uczuciach.
   Ostatnio zaproponowałeś mi lekturę artykułu, który, jak przypuszczałeś pomoże mi znowu pewne rzeczy lepiej pojąć i poukładać. Jak zwykle miałeś racje. Słowa, które tam znalazłem zmusiły mnie do refleksji i zdałem sobie sprawę, że jestem kimś innym. To znaczy wszystko, co napisałem wcześniej jest prawdą ale dzięki temu o czym rozmawiamy, co mi mówisz, co rodzi się we mnie, kiedy milczę, a moje serce przemawia, dzięki temu, że patrzę ze swojego ciemnego pomieszczenia na ten dotąd nieznany ale niesamowity świat, doszedłem do wniosku, że jestem poszukiwaczem. Tak, z całą pewnością jestem poszukiwaczem.
    Poszukuję drogi do własnego serca. Wiesz dlaczego? Ponieważ nadal jestem małym chłopcem, który tak wielu rzeczy nie rozumie. Miotam się w pułapce własnych uczuć. Targany falami własnych pragnień, rozbijam się o brzegi rzeczywistości. Ponieważ wierzę, że jeśli poznam swoje serce, wtedy otworzą się te drzwi i opuszczę to ciasne pomieszczenie i wyjdę na wolność.
Ponieważ zdałem sobie sprawę z tego, że nie potrafię prawdziwie kochać.

czwartek, 9 października 2014

Zachęty pomocne do życia duchowego - część I

Rozdział I

O naśladowaniu Chrystusa i odrzuceniu światowości

4. Marnością jest gromadzić bogactwa, które przeminą i w nich pokładac nadzieję. Marnością także zabiegać o własne znaczenie i piąć się na coraz wyższe szczeble godności. Marnością iść ślepo za zachceniami ciała i szukać tego, co kiedyś przyjdzie nam ciężko odpokutować.

[Oto, czego uczę: postępujcie według ducha, a nie spełnicie pożądania ciała. (Napięcie między duchem, a ciałem - Ga 5,16)]

Marnością jest pragnąć długiego życia, a nie dbać o dobre życie. Marnością przykładać wagę tylko do teraźniejszości, a o przyszłości nie myśleć. Marnością miłować to, co tak szybko przemija, a nie śpieszyć tam, gdzie radość nieprzemijająca. 

5. Miej często w pamięci to zdanie: 

[Nie nasyci się oko widzeniem, a ucho nie napełni się słyszeniem. (Nic nowego pod słońcem - Koh 1,8)]

Staraj się więc odciągnąć serce od rzeczy widzialnych, a zwracaj się ku niewidzialnym. Bo ci co zawierzają tylko poznaniu zmysłów, plamią sumienie i tracą łaskę Boga. 

     Marnością... cała rzeczywistość. Brzmi niedorzecznie i zarazem brutalnie. Każdy z nas wszak dba o dobra materialne, o to, by osiągać zawodowe sukcesy, rozwijać się. Każdy marzy o wielu długich latach w zdrowiu i by trochę "pokorzystać" z tego życia.         Owszem, jednak jak często jesteśmy więźniami naszych marzeń i celów. Wciąż zbyt mało, zbyt słabo, zbyt krótko. Ten brak wolności sprawia, że jesteśmy coraz bardziej nieszczęsliwi. Tak samo, jak gromadzone dobra, sukcesy i cielesne uciechy. No może na krótką chwilę. Pamiętam, jak podczas drogi krzyżowej ulicami miasta ksiądz powiedział takie słowa: lata, dekady, wieki temu chodzili ulicami tego miasta ludzie.Niektórzy mieli wielkie bogactwa, niektórzy szanowane pozycje, niektórzy natomiast ogromne problemy, dramaty i smutki. Dziś nic po nich i po tym, co posiadali lub czego im brakowało, nie zostało. Nie ma nawet najmniejszego śladu. Wszystko przeminęło.