NIE UMIEMY SIĘ MODLIĆ
Wzniosłe rozważania o adoracji mogą wydawać się czymś jakby
ponad naszymi głowami. Prawda jest taka, że nie potrafimy się
modlić. Jeszcze jako tako wychodzi nam modlitwa prośby, wstawiania
się za innych. Ratują nas Różaniec, Koronka do Bożego
Miłosierdzia. Ale najtrudniej jest adorować. Klęczymy i nic.
Pustka, zagubienie. Pokonuje nas zmęczenie, tysiące myśli
gnających w przeróżnych kierunkach. Nie wiemy, co ze sobą zrobić.
Mnie osobiście pomaga w takich sytuacjach ewangeliczny obraz
sparaliżowanego, którego czterech spuściło przez dach przed
samego Jezusa. Tak się właśnie czuję, jakby ktoś mnie zaniósł
do kościoła czy kaplicy i położył jak kłodę przed Bogiem. Nie
potrafię nic powiedzieć, nie wiem, co ja tu robię, siedzę bez
życia, zimny prawie jak trup. "Jezu, nie potrafię nic dla
Ciebie zrobić, ale jestem. Ty coś zrób ze mną!".

My, księża, przyznajmy, nie jesteśmy mistrzami modlitwy. Owszem,
są wyjątki, a powinno być odwrotnie. Brzmią mi w głowie słowa
bp. Dajczaka kierowane do księży: "Mamy Go tak blisko, na
ołtarzu, kilka metrów przed sobą i wiecznie Mu coś czytamy z
książek. Dlaczego nie potrafimy powiedzieć kilku słów jak do
Kogoś żywego, obecnego, jak do Przyjaciela". Myślę, że to
jest problem. Wpadamy w naszych kościołach w dwie skrajności. Albo
czas adoracji wypełniamy co do sekundy jakąś "twórczością",
nieraz wątpliwej jakości, która innym raczej przeszkadza, niż
pomaga się modlić. Albo ograniczamy się do wystawienia Pana Jezusa
i pobłogosławienia na koniec.

Wierni mają prawo
wiedzieć, kiedy jest czas adoracji w ciszy, a kiedy modlitwa
prowadzona przez kogoś. Nie należy tych form przeciwstawiać, ale
rozróżniać. Najbardziej katolicka jest litera "i".
Potrzebna jest i adoracja w ciszy, i wspólna modlitwa uwielbienia,
która nie będzie tylko recytowaniem jakiejś litanii czy rozważań.
Tradycyjne modlitwy są ważne i piękne, ale nie mogą zamienić się
w "czytankę dla Jezusa", w zimną lub niedbałą
recytację. A przyznajmy, że tak bywa w naszych kościołach.

Uroczystość Bożego Ciała w Roku Wiary i godzina światowej
adoracji - to zaproszenie, aby uwierzyć z nową świeżością w
Jezusa żyjącego w swoim kościele. On czeka, ukryty w Hostii, aby
stać się jedno z nami. U Jego stóp odnajdziemy Boga i siebie,
odnajdziemy wspólnotę z Kościołem. Bo jak pisze apostoł: "MY,
liczni, tworzymy jedno Ciało! Wszyscy bowiem bierzemy z tego samego
chleba" (1Kor 10,17). Klęcząc przed Panem, jesteśmy także
misjonarzami, bo "każdy człowiek, który modli się do
Zbawiciela, pociąga za sobą cały świat i wywyższa go ku Bogu"
(Jan Paweł II). Nie prześpijmy więc "godzimy A"!