niedziela, 7 lipca 2013

Natchnieni - Karol Wojtyła - pieśń o Bogu ukrytym cz.2

To Przyjaciel. Ciągle wracasz pamięcią
do tego poranka zimą.
Tyle lat już wierzyłeś wiedziałeś na pewno,
a jednak nie możesz wyjść z podziwu.

Pochylony nad lampą, w snopie światła wysoko związanym,
nie podnosząc swej twarzy, bo po co -
 i już nie wiesz, czy tam, tam daleko widziany, czy tu w głębi zamkniętych oczu -
 
Jest tam. A tutaj nie ma nic prócz drżenia,
oprócz słów odszukanych z nicości -
ach, zostaje ci jeszcze cząstka tego zdziwienia,
które będzie całą treścią wieczności. 

Temu, kto mnie miłuje... objawię siebie

"Kto zaś Mnie miłuje, ten będzie umiłowany przez Ojca mego, a również Ja będę go miłował i objawię mu siebie."

   Objawienie się Jezusa stawia jednak warunek - miłość. Nie do pomyślenia jest chrześcijanin, który nie miałby w sercu tego ładunku miłości. 
Chrześcijanin, jeśli nie wykazuje stałej gotowości do miłowania, nie zasługuje na nazwę chrześcijanina. Jest tak dlatego, że wszystkie przykazania Jezusa zawierają się  w tym jednym: w przykazaniu miłości Boga i miłości bliźniego, w którym widzi się i kocha Jezusa. 
    Miłość nie jest jałowym sentymentalizmem, ale wyraża się w konkretnym życiu, w służbie braciom, zwłaszcza tym, którzy są obok nas. Zaczyna się ona od najdrobniejszych rzeczy, od najbardziej pokornych posług. Karol de Foucauld mówił: «Kiedy się kogoś miłuje, jest się prawdziwie w nim, jest się w nim poprzez miłość, żyje się w nim poprzez miłość, nie żyje się już w sobie samym, jest się "oderwanym od siebie", "poza sobą"». 
    Właśnie dzięki takiej miłości otwiera się w duszy droga dla światła, światła Jezusa, zgodnie z Jego obietnicą: "Temu, kto mnie miłuje... objawię siebie" (J 14, 21). Miłość jest źródłem światła: kochając, coraz bardziej pojmuje się Boga, który jest miłością. A to sprawia, że kochamy coraz bardziej i nasze relacje z bliźnimi stają się jeszcze głębsze. 


    To światło, to miłujące poznanie Boga jest zatem pieczęcią, potwierdzeniem prawdziwej miłości. Można go doświadczyć w różny sposób, ponieważ w każdym z nas światło przybiera inną barwę, inny odcień. Posiada jednak pewne cechy wspólne: oświeca nas co do woli Bożej, przynosi nam pokój, pogodę ducha i stale nowe rozumienie Słowa Bożego. 
Jest to światło rozgrzewające, które pobudza nas do podążania drogą życia coraz pewniej i bardziej zdecydowanie. Kiedy cienie życia sprawiają, że droga wydaje się nam niepewna, kiedy czujemy się wręcz zatrzymani przez ciemność, to Słowo Ewangelii przypomni nam, że światło zapala się miłością, że wystarczy konkretny, choćby najmniejszy gest miłości (jakaś modlitwa, uśmiech, słowo), żeby w chwili rozbłysku zobaczyć drogę i iść naprzód. 

    Jeżeli zatrzymamy się podczas nocnej jazdy rowerem, zaraz otoczy nas ciemność. Lecz gdy tylko ruszymy dalej, dynamo wytworzy dość prądu, aby oświetlić drogę. Tak samo jest w życiu. Wystarczy wprawić w ruch miłość, miłość prawdziwą, która daje, nie oczekując niczego, żeby zapalić w sobie wiarę i nadzieję.

łaska patrzenia

    Poznałem ludzi, którzy patrząc na tłustą, pełzającą gąsienicę, widzą w niej motyla. Ludzi, dla których komary nie są uciążliwe ale oznaczają początek pięknego lata. Ludzi przyjmujących kilkukilometrowy korek na drodze, jako chwilę idealną na marzenia.

Pytasz, co ich łączy?

    Wybrali drogę w Bogu, Prawdę Jego słów, życie według przykazań Chrystusa i pełne spokoju i miłości spoczywanie w dłoniach Pana.