wtorek, 25 marca 2014

wychodzić poza własne granice

     Papież Franciszek powiedział ostatnio, by Kościół nie zamykał się w sobie ale wychodził na ulice. Każdy z nas ludzi wierzących jest częścią Kościoła. Co to znaczy, byśmy wychodzili na ulicę?

     Odpowiedzi na nasze pytania znaleźć można zawsze w Piśmie Świętym i by daleko nie szukać, niedzielne czytanie wskazuje nam drogę z zamkniętego Kościoła na ulicę. Proste rozwiązanie dla każdego z nas. Boża Mądrość zaskakuje mnie swoją prostotą.


     Pan Jezus spotyka koło studni Jakuba Samarytankę. Już poprzez rozmowę z kimś z tej grupy religijnej łamie wszystkie ówczesne żydowskie zwyczaje, nie mówiąc już o tym, że to była kobieta, co jeszcze bardziej wyjaskrawia konflikt Żydów i Samarytan. Pan Jezus łamie te ślepe zasady, po raz kolejny podkreślając prawdziwa miłość i szacunek do drugiego człowieka. Chrystus pokazuje nam, jak wychodzić poza własne granice, poza skostniałe zamknięcia i uprzedzenia, jak wychodzić na ulicę, by spotkać drugiego człowieka.

Dialog.

     Jednak ta rozmowa, dyskusja Jezusa ma w sobie trzy charakterystyczne cechy.


     Po pierwsze. Pan Jezus stawia się na tym samym poziomie, co Jego rozmówca. Nie wywyższa się. Próbuje zrozumieć problemy drugiej osoby. Jej sposób myślenia, motywacje, uczucia. Znajduje czas, by wysłuchać. Jest cierpliwy i traktuje każdego poważnie.
     Rozpoznaje emocje, bolączki serca i intencje. Nie patrzy z własnego punktu ale wchodzi niejako w położenie swojej rozmówczyni. Wnika w nią tak mocno i głęboko, bez oceny i osądu, że lepiej rozpoznaje jej serce i duszę, niż ona sama.
     Czy i my potrafimy słuchać? Być z drugim człowiekiem bez oceniania? Czy potrafimy skupić się na jego problemach? Cierpliwie ofiarować mu czas? Czy od początku stawiamy się wyżej od naszego rozmówcy? Czy wydaje nam się, że jesteśmy mądrzejsi, dojrzalsi, lepsi?

     Po drugie. Pan Jezus mówi prawdę. Nawet jeśli jest niewygodna dla rozmówcy. Chrystus wytyka Samarytance między innymi, że wierzy w coś, czego nie zna i że miała już kilku mężów. Jezus nie krytykuje i nie odrzuca ale nazywa rzeczy po imieniu. Nie boi się powiedzieć prawdy, nawet jeśli wie, że uderzy w czuły punkt.
     Jak często mamy problem, by powiedzieć najbliższym albo przyjaciołom, że źle czynią lub popełniają błędy, ponieważ obawiamy się konsekwencji. Boimy się, że stracimy sympatię innych. Wolimy milczeć. A przecież Chrystus powiedział: kto nie jest ze mną, jest przeciwko mnie.


     Po trzecie. Chrystus mówi o Bogu i Królestwie Bożym. Nie ma tam miejsca na zbędne rzeczy, błahostki, głupstwa. Jezus nie boi się mówić o wierze, nie wstydzi się Boga. Otwarcie mówi o ty w co wierzy. Nie dlatego, by się przechwalać albo imponować wiedzą i mądrością ale by szukać zagubionych, by wskazywać im drogę do Ojca, by pomagać, by głosić, by mówić o miłości i miłosierdziu Boga.
     Czy mam tyle odwagi, by otwarcie przyznawać się do tego, że wierzę i jakimi wartościami chcę się kierować?

     Czy wystarczy mi siły, by wyjść na ulicę poza własne bezpieczne granice?