niedziela, 26 stycznia 2014

Prośba o modlitwę

     Tym razem proszę Was o wstawiennictwo i modlitwę o zdrowie dla Agnieszki. 
Pogoda za oknem, jaka jest, chyba każdy wie. Mimo tego, że zima nas oszczędziła i przyszła późno, to chyba uśpiła naszą odporność.
     Dziś Aga leży w łóżku z wysoką gorączką i bólem gardła. Dlatego pomódlcie się za nią i poproście o szybki powrót do zdrowia. A także wsparcie i pomoc bliskich, bo każdy wie, jak miły jest kubek gorącej herbaty, podany przez druga osobę, kiedy nie ma się siły nawet kiwnąć palcem. 

    Panie Boże, Tobie ufamy i Tobie się oddajemy. Daj nam cierpliwość do znoszenia małych i dużych trudów w naszym życiu. Daj nam mądrość, byśmy potrafili rozważać i obserwować nasze życie. Ześlij na nas wszelkie łaski, byśmy potrafili we wszystkim Cię zauważyć i rozumieć. 
    Ty, Panie uczysz nas miłości i miłosierdzia, prosimy Cię obdarz naszych najbliższych wrażliwością na nasze potrzeby, zwłaszcza wtedy kiedy tego potrzebujemy najbardziej  i otwórz także nasze serca na pomoc innym, byśmy nigdy nie przeszli obojętnie obok potrzebującego. 
    Prosimy Cię o spokój serca, zrozumienie i budowanie naszego życia w cieniu Twojej miłości.

    Aga przesyłam słońce i modlitwę.

Natchnieni - ks. Alojzy Henel

"Ptaku,
który dałeś piękno
twego śpiewu
i odleciałeś bezimienny -

Naucz mnie
nieść drobiny cenne,
bez czekania
na rozpoznanie -

Naucz swobody dobra,
jakim żyją
bezimienni."

Szafelnia - Bóg naprawdę nie ma względu na osoby

    Dziś kilka oderwanych myśli na podstawie dwóch tekstów z Nowego testamentu.
Uzdrowienie sługi z Ewangelii Łukasza (Łk 7,1-10) i rozdział 10-ty Dziejów Apostolskich.
Na pozór fragmenty nie mające wspólnych cech. A jednak. Bóg pokazuje nam, że nie ma dla niego znaczenia pochodzenie, urodzenie, wygląd człowieka ale to, jak żyje i jak postępuje. Pięknie ujął to św. Piotr w wyżej wymienionym tekście:

Przekonuję się, że Bóg naprawdę nie ma względu na osoby. Ale w każdym narodzie miły jest Mu ten, kto się Go boi i postępuje sprawiedliwie. 



    Zarówno sam Jezus, jak i św. Piotr spotykają na swojej drodze niechrześcijan, czyli, jak w owym czasie stanowiło żydowskie prawo i zwyczaje, ludzi niegodnych i nieczystych. Dla ówczesnego żyda, kontakt, a przede wszystkim przyjmowanie gościnności u np. Rzymianina, było sporym problemem, ponieważ istniało ryzyko, że jedzenie, które podawano, nie było przygotowane według koszernych zasad, a w związku z tym spożycie go, powodowało, że człowiek stawał się nieczysty i niegodny stanięcia przed Bogiem.
     Jednak Chrystus i św. Piotr nie baczą na takie sprawy, ale przede wszystkim na wiarę i serce każdego człowieka. Myślę, że jest to dobry moment na to, byśmy zastanowili się nad naszymi uprzedzeniami i dystansem wobec innych ludzi. Pismo Święte wielokrotnie pokazuje, że wśród ludzi niewierzących albo niepraktykujących jest więcej „świętych”, a wśród tych, którzy regularnie chodzą do kościoła i uważają siebie za idealnie religijnych są często tacy, u których słowa, które słyszą na mszy, nie przekładają się na ich życie codzienne.


     Chciałbym chwilę skoncentrować się na rozdziale w Dziejach Apostolskich. Ten fragment jest piękny i bardzo głęboki. Pokazuje, że niekoniecznie przychodząc do kościoła możemy spotkać Pana Boga, że często zdarza się to właśnie w wydarzeniach i sytuacjach naszego normalnego życia. Zarówno Piotr, jak i Korneliusz, mają sen. W owych snach przemawia do nich sam Bóg.
    Piotr widzi płótno ze wszelkimi zwierzętami i Pan mówi do niego: zabij i jedź. Na co Piotr odpowiada: O nie, Panie! Bo nigdy nie jadłem nic skażonego i nieczystego. A głos znowu zwraca się do niego: Nie nazywaj nieczystym tego, co Bóg oczyścił. 


    Zabawne jest to, że cała rozmowa powtarza się trzy razy. Św. Piotr jest takim człowiekiem do którego trzeba trzy razy mówić. Ile razy musi powtarzać nam coś Pan Bóg, póki Mu nie uwierzymy albo postąpimy zgodnie z Jego wolą? Dobrze, że nasz Miłosierny Ojciec jest cierpliwy i nas bardzo mocno kocha.
    Bóg mówi do nas w różny sposób, nie tylko na mszy świętej. dlatego powinniśmy mieć otwarte serce i rozważać wszystko to, co nas spotyka. Ale czy to znaczy, że nie musimy przychodzić do kościoła? Oczywiście, że nie to mam na myśli. Ani św. Piotr, ani Korneliusz nie zrozumieliby swoich snów, gdyby nie spotkanie, wiara i wymiana doświadczenia i myśli. Zakorzenienie w Słowie Bożym, miłość i zaufanie do Boga. To wszystko zyskujemy regularnie czytając Pismo Święte, uczestnicząc w Eucharystii, mając kontakt i otwierając się na Ducha Świętego.

    Reasumując, nie traćmy kontaktu z Żywym Słowem Bożym, bacznie obserwujmy nasze życie i emocje, które jemu towarzyszą, rozważajmy wszystko to sercem i miejmy szacunek i poszanowanie dla każdego człowieka, którego spotykamy na swojej drodze.

poniedziałek, 20 stycznia 2014

most i dwa brzegi, jednym jesteś Ty, a drugim ja.

   Pomiędzy dwoma skrawkami lądu płynęła rzeka. Była nieodgadniona i nieprzenikniona. Czasem płynęła spokojnie, szemrząc tylko cichutko i łagodnie obmywając kamyki nadbrzeżne. Czasem jednak burzyła się gwałtownie, niecierpliwie dążąc do ujścia. Czasem też wzbierała napełniwszy się wodami deszczu i wylewała na brzegi niszcząc czyjeś bogactwo. Tak, rzeka była nieujarzmiona...


   A na obu brzegach toczyło się życie, jakże odmienne. Ich mieszkańcy przeżywali kolejne dni według reguł utartych, sprawdzonych przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Było im nawet dobrze w tych ich ciasnych granicach. Dobrze, bo bezpiecznie, pewnie, choć nie pełnie. Brakowało bowiem i jednym i drugim pewnej szczypty tajemniczości, powiewu innego świata, oddechu życia pełną piersią. Tylko jednak nieliczni chcieli się do tego nieśmiało przyznać w swoich sercach. Właśnie oni, w tajemnicy przed innymi, wymykali się czasem nad brzeg i patrzyli tęsknie poprzez rzekę na drugi brzeg. 


    Nie znali jednak sposobu w jaki można by zburzyć tę oczywistą granicę, tę barierę, pokonać rzekę. Aż pewnego dnia przybył do miasta leżącego po jednej stronie rzeki Budowniczy. Powiedział, że wie o sposobie połączenia obu brzegów. Można by mianowicie zbudować Most! Myśl ta rozbudziła w sercach wielu uśpioną nadzieję na życie pełnią, na zdobycie, zgłębienie tajników świata. Potrzeba było tylko zgody mieszkańców drugiego brzegu. Wywołani nad rzekę radośnie powitali perspektywę połączenia. Dla zgnuśniałych, ciasnych serc ludzi myśl o budowaniu mostu stała się prawdziwym celem.


     Mimo wielu dobrych chęci zadanie okazało się jednak o wiele trudniejsze niż przypuszczano. Budowniczy zakreślił wizję budowy dość długotrwałej, a oni w porywie swych umysłów, chcieli efektu natychmiastowego. Budowali więc sami, nie bacząc na dobre rady. Mostów było wiele. Żaden bowiem nie wytrzymał długo. Wystarczyła gwałtowniejsza fala na rzece wciąż nieodgadnionej, silniejszy podmuch wiatru, bardziej stanowcze czyjeś kroki. Mosty się zawalały, a rzeka pochłaniała ofiary. Ludzie długo trwali jednak, zaślepieni w swym nierozsądnym uporze. Radości ich szybko obracały się w klęskę, a cel, tak upragniony, okazywał się wciąż nieosiągnięty. Bo mosty ich były piękne, finezyjne, delikatne, bądź też wznoszone w pośpiechu, ale pozbawione solidnych podstaw mogących uratować je przed gwałtownymi burzami w przyrodzie. Po wielu bezowocnych próbach ludzie postanowili w końcu zaufać Budowniczemu. I rozpoczęło się wznoszenie Mostu... Pracochłonne i długotrwałe, wymagające wielu wysiłków, wyrzeczeń, trudów, zbliżające mieszkańców obu stron rzeki, którzy uczyli się krok po kroku radości ze wspólnej pracy. Po wielu latach Most stał!
   Nie był ani urokliwy, ani wymyślny. Było w nim jednak coś urzekająco pięknego z jego trwałości, z pracy włożonej w jego zbudowanie czerpało się dziwną siłę i pewność, że sądne burze, żadne kroki, w końcu żadne fale dotąd tak bezlitosnej rzeki, nie podmyją go, nie obalą. On będzie ponad to. I ostał się, ofiarnie służąc ludziom, stęsknionym za pełnią życia, jako wyraz triumfu, tych którzy prowadzeni mądrymi wskazówkami potrafili zapanować nad tym, co pozornie nieujarzmione...


     To tylko bajka, lecz jak każda inna jest bardzo bliska rzeczywistości. Każdego dnia rodzi się, albo dojrzewa nowa bajka o Moście-Miłości...

Izaak - on się uśmiecha

Oto jak srebro przetopiłem cię w ogniu i wypróbowałem w piecu utrapienia.
(Iz 48,1-11)

We wszelkich przeciwnościach odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował.
(Rz 8, 37)

Bo wszystkie rozkosze, powaby tej ziemi nie dadzą duszy spokoju, tylko ją znużą.
(św. Jan od Krzyża)

Uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłem się uwieść.
(Jr 20,7)

Dlatego się modliłem i dano mi zrozumienie, przyzywałem, i przyszedł na mnie duch Mądrości.
...i w porównaniu z nią za nic miałem bogactwa. Nie porównałem z nią drogich kamieni, bo wszystko złoto wobec niej jest garścią piasku, a srebro przy niej ma wartość błota.
(Mdr 7,7-9)

niedziela, 19 stycznia 2014

prośba o modlitwę !!!

     Od 18stego stycznia obchodzimy tydzień modlitw o jedność chrześcijan. Zakończymy go 25ego pięknym świętem nawrócenia Apostoła Pawła. Myślę, że to wspaniały czas na refleksję i zastanowienie się nad własną pozycją we wspólnocie ludzi idących przez życie z Panem Jezusem.

    Dziś trochę pozostając w tym klimacie chciałbym Was prosić o modlitwę za kilkoro ludzi, którzy poznali się na rekolekcjach. Spontanicznie i z wielkim entuzjazmem powstała grupa i choć ludzie Ci rozsiani są i mieszkają w całej Polsce, tak planowali sobie wolny czas, by jak najczęściej się spotykać, spędzać czas, rozmawiać o Bogu, modlić się wspólnie i co było niepisaną tradycją, wspólnie ucztować. Dzięki łasce Ducha Świętego z "przypadkowo" zawiązanej grupy, zrodziła się wspólnota o sympatycznej nazwie ŁOŚ (łaską otoczyć świat). Bowiem chodziło też o to, by pomagać innym, wyjść do ludzi i mówić im o Bogu.
   
    Niestety wydarzyło się coś, co poruszyło całą grupę i owa wspólnota przechodzi teraz poważny kryzys. Dlatego proszę Was o wsparcie dla nich, o modlitwę o światło i otwarcie na działanie Ducha Świętego, by zbudować w sobie pragnienie jedności, naprawy, przebaczenia.
     Kiedy upadamy możemy zawsze powstać. Wspomóżcie ich, by te trudne chwile scaliły ich jeszcze bardziej, by jak mawiał Apostoł Paweł: moc w słabości się doskonaliła.

być narzędziem w Rękach Boga....

     Bądźmy świadectwem dla innych na chwałę Pana Boga. 


     Gdzieś w pewnym malowniczym miejscu. Być może całkiem niedaleko Ciebie, stał sobie klasztor. A w nim żyli zakonnicy ale byli to już starsi ojcowie, bowiem od długiego czasu nie było nowych powołań. Żaden młody człowiek nie zdecydował się wstąpić w szeregi zakonników. W klasztorze panowała raczej przygnębiająca atmosfera. Coraz rzadziej rozmawiano ze sobą. W ciszy jedzono, w ciszy pracowano w ciszy modlono się. Wyglądało to tak, jakby każdy z nich po prostu czekał na kres swej drogi.
     Wtedy przeor zakonu, który nagle uświadomił sobie ten stan, począł się zastanawiać, gdzie tkwi przyczyna i jak sprawić, by wróciła radość, nadzieja i jak tchnąć we współbraci światło nowej wiary. Udał się po radę do pewnego pustelnika, który znany był z Bożej mądrości.
     Ów pustelnik powiedział mu tak:
- dzieje się tak, ponieważ zapomnieliście, że wśród Was jest Mesjasz.


     Przeor podziękował, zdziwił się i wrócił do klasztoru. Po drodze zastanawiał się, który ze współbraci jest tym Mesjaszem. Może brat furtian? Nie. Może brat zajmujący się ogrodem? Też nie. Może brat kucharz? Nie, on też nie. Żaden z nich nie mógł być Mesjaszem, ponieważ każdy z nich miał, jakieś słabości i niedoskonałości.
     Kiedy przybył na miejsce opowiedział o tej rozmowie innym braciom. Każdy z nich równie mocno się zdziwił. To wydawało się mało prawdopodobne. Ale zdarzyła się rzecz przedziwna. Otóż każdy z zakonników zaczął zupełnie inaczej zwracać się do współbraci, bo przecież nigdy nie wiadomo z kim się rozmawia. 

     Wróciła uprzejmość, szacunek, dobre uczynki, wrażliwość na potrzeby drugiej osoby. Pojawiły się rozmowy, śmiech, radość, Boża atmosfera i miłość.
A ta miłość, światło i pozytywne emocje, jak promienie słońca rozchodziły się po okolicznych terenach i spływały na żyjących w sąsiedztwie ludzi. Wkrótce też zaczęli zjawiać się młodzi ludzie chcący wstąpić do klasztoru i pojawiły się nowe powołania.
         Klasztor tętnił życiem i modlitwą.


     Wiem, że wiara potrzebuje także intymności i momentów samotnych spotkań z Panem Bogiem. Jednak nie zatrzymujmy jej tylko dla siebie. Dzielmy się radością i małymi cudami, które się w naszym życiu zdarzają. Cieszmy się obecnością Boga i relacją z Nim, byśmy byli świadectwem i przykładem dla tych, którzy jeszcze Go nie znają albo mają wątpliwości.
     Mówmy z radością o spotkaniach z Panem o wolności, którą daje kroczenie Jego ścieżkami, o szczęściu, które daje poszukiwanie Chrystusa i spokoju, jaki daje opieka Matki Bożej.
     Pokażmy, że jesteśmy szczęśliwymi i wesołymi dziećmi Bożymi.

regularne czytanie Pisma Świętego...


    Na skraju głębokiego lasu żył sobie pustelnik. Ludzie z daleka i z bliska szukali u niego pociechy i rady. Życie tego człowieka wypełniała modlitwa i praca. Pewnego dnia odwiedził go młody człowiek. Przedstawił mu swoje trudności:
- Prawie codziennie czytam Pismo święte. Zgłębiam sens słów, zdań, rozdziałów. Wszystko chciałbym zapamiętać i zrozumieć. To mi się jednak nie udaje. Czy moje czytanie jest daremne?

    Pustelnik słuchał uważnie chłopca, a kiedy ten skończył, poprosił go, aby wziął kosz i przyniósł wody ze strumienia. Chłopiec niechętnie wziął zabłocony kosz. Zrobił to tylko dla niego. Po drodze myślał sobie: Pustelnik nic nie zrozumiał z mojego opowiadania. Nie dał mi żadnej rady! Oczywiście wody w koszu nie udało mu się przynieść.
- Idź jeszcze raz! Być może teraz ci się uda – rozkazał pustelnik.

    Chce wypróbować  moje posłuszeństwo i pokorę. Dobrze. Niech i tak będzie – myślał chłopak.
Kiedy wrócił, pustelnik wysłał go trzeci, a potem czwarty i piaty raz. Chłopak w końcu nie wytrzymał i powiedział: Już więcej nie pójdę!
- I bardzo dobrze! – odrzekł pustelnik – Popatrz teraz na kosz: jest czysty. 


    Widzisz, podobnie ma się sprawa z codziennym czytaniem Pisma świętego. Nie potrafisz wszystkiego zatrzymać dla siebie, nie potrafisz wszystkiego zrozumieć. Ale twój codzienny wysiłek nie jest daremny. Nawet nie wiesz, kiedy twoje myśli, twoje uczucia stają się czyste. Nie zdajesz sobie sprawy, dlaczego tak szlachetnie postępujesz, dlaczego dobrze myślisz i mówisz o innych. A to wszystko zawdzięczasz codziennemu czytaniu Pisma świętego”

piątek, 17 stycznia 2014

Powołanie świętego Antoniego - patron dnia

      Po śmierci rodziców Antoni pozostał sam wraz ze swoją młodszą siostrą. Mając wtedy osiemnaście czy dwadzieścia lat zajmował się domem i opiekował siostrą.
     Gdy nie minęło jeszcze sześć miesięcy od śmierci rodziców, szedł zgodnie ze zwyczajem do kościoła, zatopiony w rozmyślaniu. Rozważał, dlaczego Apostołowie, opuściwszy wszystko, poszli za Zbawicielem oraz kim byli ci ludzie, którzy - jak podają Dzieje Apostolskie - sprzedawali swe dobra i składali u stóp Apostołów pieniądze, aby oni rozdawali je potrzebującym. Zastanawiał się także, jakiego rodzaju i jak wielka nagroda została wyznaczona im w niebie. 
 

      Tak rozmyślając przybył do świątyni, gdy właśnie odczytywano Ewangelię. Usłyszał słowa, które Pan powiedział do bogatego młodzieńca: "Jeśli chcesz być doskonałym, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, potem przyjdź i pójdź za Mną, a będziesz miał skarb w niebie".
      Antoniemu zdawało się, jak gdyby sam Bóg przemówił do niego słowami Ewangelii, jakby czytanie to przeznaczone było dla niego. Wyszedł natychmiast z kościoła i rozdał mieszkańcom wioski odziedziczoną po rodzicach ziemię, aby odtąd nie była dla niego i jego siostry ciężarem. Sprzedał także wszelkie inne dobra, a pieniądze rozdał ubogim. Tylko niewielką ich część zachował ze względu na siostrę. 
 
 
      Przyszedłszy znowu do kościoła, usłyszał słowa Pana z Ewangelii: "Nie troszczcie się o jutro". Nie mogąc ich słuchać obojętnie, natychmiast wyszedł i pozostałą część rozdał ubogim. Siostrę oddał na wychowanie i naukę znanym z prawości dziewicom. Sam zaś poświęcił się praktykowaniu życia ascetycznego, mieszkając w pobliżu swego domu. W ciągłym czuwaniu nad sobą prowadził życie pełne wyrzeczeń. Pracował własnymi rękoma, ponieważ usłyszał: "Kto nie chce pracować, niech też nie je". Otrzymaną w ten sposób zapłatę przeznaczał na swoje utrzymanie i na potrzebujących.
      Modlił się nieustannie, albowiem dowiedział się, że "zawsze należy się modlić". Czytał tak uważnie, że nic nie uchodziło jego uwagi, ale przeciwnie, zapamiętywał wszystko. Z czasem pamięć mogła zastąpić mu księgi.
Wszyscy mieszkańcy wioski oraz pobożni ludzie, z którymi często się spotykał, widząc jego sposób życia, nazywali go przyjacielem Boga; jedni miłowali go jak syna, inni jak brata.

Powroty...

     Nie wiem, czy świadomość upływu czasu jest błogosławieństwem, czy jego odwrotnością. Czas płynie. To fakt, czasami taka myśl potrafi mnie zmobilizować do tego, by go nie tracić zbyt nonszalancko i wykorzystywać każdą chwilę do działania. Zdarza się jednak, że przygnębia mnie ta świadomość, zwłaszcza wtedy, gdy brakuje tego drogocennego czasu na tyle ważnych albo także prozaicznych spraw, które chciałbym załatwić. 
    Przez chwilę mnie tu nie było. Wiele piękny rzeczy zdarzyło się w międzyczasie. One zabrały moje myśli, gdzieś w inne miejsce. To miejsce, które już znałem, a jednak odkrywam teraz na nowo. To przestrzeń w której dobrze się czuję. Idę znajomymi ścieżkami, choć zaskakują mnie nowe barwy, zapachy i smaki. 
    I kiedy szedłem sobie zdecydowanym krokiem, nagle uświadomiłem sobie, że mimo wszystko Pan jest najważniejszy. On jest początkiem  i końcem każdej historii, także mojej. Z Bogiem chcę budować i w Nim trwać. 
    Wszystko, co mnie spotyka, wszystko, co się wydarza niech będzie na Twoja chwałę Boże. 
Dlatego wróciłem, by móc dziękować Ci za wszystkie dary i łaski Panie, a szczególnie za to, że wysłuchałeś moje modlitwy i dałeś mi nadzieję.
    Ten pierwszy wpis i mam nadzieje kolejne, które się pojawią w tym nowym roku ofiaruję osobie, która skradła moje myśli.