środa, 17 czerwca 2015

Mierz siły na zamiary, lecz nie realizuj zamiarów na siłę (Janusz Gaudyn)

    Przed chwilą wysłałem Ci odpowiedź na Twoje pytanie. Byłem dumny z tego, że akurat w tej sprawie wydaje mi się, że dobrze rozumiem różnicę. I choć słowa albo sposób w jaki ubieram swoje myśli i zdanie, bywają niedoskonałe, czucie tego sercem jest raczej właściwe.
   Byłem z siebie zadowolony. Jednak, kiedy wysłałem Ci wiadomość, zacząłem się zastanawiać, czy jednak to, jak to rozumiem i pojmuję, nie mija się z moją postawą w życiu codziennym.
   Zadałeś mi pytanie, które odnosiło się do dzisiejszego ( (Mt 6,1-6.16-18) i wcześniejszego (Mt 10,7-13) fragmentu Ewangelii:

    W poprzednim fragmencie Bóg mówi nam, abyśmy głosili słowo Boże, abyśmy pokazywali ludziom drogę do Niego. W dzisiejszym fragmencie mówi nam, żeby modlić się w ukryciu, dla siebie, w skupieniu... aby nie robić tego na pokaz, więc?

Odpowiedziałem:

    Myślę, że chodzi o to, byśmy byli szczerzy i prawdziwi w relacji z Panem Bogiem. Modlitwa jest rozmową. Powinniśmy rozmawiać z Bogiem nie na pokaz ale z potrzeby serca, dlatego cisza, skupienie, ustronne miejsce. To jest czas dla Boga i dla nas. W Piśmie Świętym jest napisane, że Pan Jezus też chodził na pustynię, po to, by rozmawiać z Ojcem, po to, by usłyszeć w ciszy własne serce, po to, by uporządkować myśli.
A dobra i prawdziwa relacja z Bogiem przyniesie owoce w postaci naszych uczynków i zmiany postawy. To właśnie mamy nieść innym ludziom. Pokazywać czynami, jak dobry i pełen miłości jest Pan w stosunku do nas, wtedy będziemy przykładem i świadectwem. Powinniśmy głośno i otwarcie mówić o tym, by ci, którzy Boga nie znają albo wahają się, mogli Go lepiej poznać.

    Refleksja przyszła krok później:
    Owszem modlitwa jest stałym elementem każdego dnia. Czasami siadam w zaciszu własnego domu, czasami będąc w drodze, wchodzę do stojącej na uboczu kapliczki, lubię rozmowy z Bogiem w cieniu wysokiego drzewa, przy szumie płynącej rzeki, patrząc na szczyty gór. Jednak wiem, że równie ważne są spotkania i przeżywanie wiary we wspólnocie podczas różnych nabożeństw. Jaka jest wtedy moja postawa i jakie intencje? Usiąść w pierwszych rzędach, wystroić się, równo złożyć ręce, głośno śpiewać, ociągać się przy konfesjonale, odchodząc z grobową miną, pospieszyć do komunii...?
Czy mnie widzą i kto mnie widzi?
    A z drugiej strony, czy czasem, przy różnych okazjach, w kontakcie z niektórymi osobami nie wstydzę się przyznać, że robię znak krzyża przed posiłkiem, odmawiam różaniec, proszę o błogosławieństwo przed podróżą, modle się wieczorem...?
    Jak jest z moją hojnością i zdolnością do pomagania innym? W nasze serca wprawdzie wpisana jest dobroć i miłość. Wyciągamy ręce, by pomagać innym. Ale komu i jakie są tego intencje? Czy pomagam tylko tym, którzy są dla mnie ważni i których lubię? Czy pożyczam tylko tym, o których wiem, że są w stanie oddać? Czy niosę miłość i moje zainteresowanie ludziom, ponieważ wiem, że tego potrzebują, czy dlatego, że sam będę miał z tego korzyści, ktoś mnie pochwali, będą mnie podziwiać, ktoś mnie polubi, może sam siebie bardziej polubię?
   Wiesz, że jest różnie. Najgorsze jest to, że czasami sam sobie z tego nie zdaje sprawy. Nie potrafię tego zauważyć. Głaszczę sam siebie po główce, karmię pychę i poranione poczucie własnej wartości.