Kiedy byłem dzieckiem, nie było Boga w moim świecie.
A może był?
W jakim stopniu małe dziecko może być świadome Boga? W jaki sposób dziecko
patrzy na wiarę i kiedy zaczyna rozumieć jej sens?
Nie zrozum mnie źle. Bóg był zawsze przy mnie ale ja Go nie
widziałem. Był dookoła, we wszystkim, co mnie otaczało. Patrząc wstecz, wiem,
że zawsze mnie chronił i nie raz uratował moją skórę.
Bóg był w moim zachwycie nad zachodzącym słońcem w miłości do uratowanej
gąsienicy motyla, którą ostrożnie zebrałem z drogi i położyłem na bujnej
trawie.
To On zaszczepił w moim sercu wrażliwość na wszystko, co żyje i się porusza.
Był w kojącym śpiewie ptaków, w szumie brzóz pod którymi szukałem jesienią
czerwonych kozaków. To On uczulił mnie na piękno świata.
Był radością w sercu, uczuciem szczęścia i wolności, kiedy włóczyłem się po
polach i lasach. Był w moich marzeniach i planach. Był przeszłością i przyszłością,
którą, jako dziecko widziałem w ciepłych optymistycznych barwach. Był ciężkimi
łzami w chwilach zagubienia i przytłaczającej samotności. Był w pytaniach i
poszukiwaniu prawdy. Był w zmaganiach z rzeczywistością, był zamknięty w pilnie strzeżonych tajemnicach.
Był…!
Więc widzisz, jednak był. Tylko, że ja Go nie znałem. Bóg
delikatnie kształtował mnie, prowadził. Stawiał na drodze różnych ludzi,
wymyślał sytuacje i zadania, by przygotować mnie na nasze prawdziwe spotkanie.
W swojej mądrości wiedział, że przyjdzie kiedyś taki dzień, gdy mnie zawoła po
imieniu, jak Samuela, a ja…? Myślę, że trochę bał się o mnie, bo mogłem Go nie
usłyszeć. Jednak przygotowywał mnie dość długo, to tego, bym dojrzał.
Musisz wiedzieć, że Bóg był obecny nie tylko w tym
wszystkim, co mnie otaczało. Moi rodzice prowadzali mnie i moja siostrę, co
niedzielę do Kościoła. W okresie świąt staraliśmy się „wypełnić” wszystkie
zwyczaje. Tylko widzisz, nikt nigdy mi o Nim nie opowiedział. Chodziłem
posłusznie na mszę, bo czasami był to przymus. Często nie miałem na to ochoty.
Nie rozumiałem tego. Kiedy teraz o tym myślę, przypominam sobie, że
wielokrotnie podczas kazania kompletnie nie słuchałem słów. Odpływałem w
myślach gdziekolwiek, byle tylko w inne miejsce. Kościół był dla mnie nudnym
miejscem. Wciąż powtarzalne rytuały, cisza, ponury i poważny nastrój. Taki był
wtedy dla mnie Bóg. Odległy, zimny, nieobecny, nierealny.
Wiele tradycji, które zachowywaliśmy były „pustymi” obrzędami. Ze świąt oczywiście
bardziej lubiłem Boże Narodzenie, ponieważ
była choinka, a pod nią prezenty. Stół uginał się pod pysznie pachnącymi
potrawami. A w czasach, kiedy w sklepach nie było takiego wyboru i nadmiaru słodyczy,
nawet kilka owocowych lizaków z paczki było bezcennym skarbem. Oczywiście był
opłatek i życzenia, sianko pod obrusem, kolędy i pasterka o północy ale poza
tym jakoś cicho i pusto w sercu. Piękno i radość płynącą ze Świąt Wielkanocnych
poznałem dużo, dużo później.
Widzisz dziś tak bardzo żałuję, że moi rodzice nie rozmawiali ze mną na temat
wiary i Boga. Nie pomyśl tylko, że jestem na nich zły. Nic takiego. Mimo tego,
że nie wyjaśnili mi sensu istnienia Boga i nie spróbowali pokazać mi Jego oblicza, zaszczepili we mnie,
jakieś ziarenko wiary. Ono zawsze było w moim sercu i czekało na odpowiednie
warunki, by zakiełkować.
Za mało znaliśmy Boga, zbyt płytka była to wiara, przez to wiele niepotrzebnych
rzeczy zdarzyło się w ciągu tych wszystkich lat. Powoli Ci o tym wszystkim
opowiem. Naprawdę żałuję, że tak późno dostrzegłem Pana Boga. Choć z drugiej
strony nie przestanę dziękować Mu za to, że obdarzył mnie łaską nawrócenia i
wybrał do kroczenia Jego drogą.
Dziś wiem, że każdego dnia będę spędzał z moimi dziećmi czas i będę opowiadał
im o Bogu. Będę się modlił o tyle światła i mądrości, bym mógł jak najlepiej
pokazać im Jego miłość i przygotować je
na pierwsze spotkanie z Nim.
Masz
rację rozmowy są ważne ale najważniejsze są czyny i przykład, jaki możemy dać naszym
dzieciom. Więc obiecuję Ci, że kiedy wezmę moje dziecko za rękę i zaprowadzę do
domu Pana, postaram się odpowiedzieć na wszystkie pytania i pokazać, jak wielki
i kochany jest Bóg, że pozwala nam do siebie przychodzić i odwiedzać, kiedy
tylko zapragniemy.