wtorek, 10 września 2013

stan pustki - cz.2

2. Czy doświadczyłem już pustki?

    Owszem. Choć, czy do końca jestem pewien, że była to pustka? Myślę, że bardzo trudno zdefiniować ten stan. Każdy z nas jest inny, więc określenie pustki wymaga indywidualnego podejścia. Ja jednak mogę spróbować opisać, jak to było u mnie. A jak było? 
Różnie.
    Przez ostatni dość długi czas wyjeżdżałem zawodowo z kraju na dwa miesiące, po czym wracałem na miesiąc do domu. W ciągu urlopu starałem się znaleźć termin rekolekcji indywidualnych albo grupowych. I powtarzało się z zaskakującą regularnością, że pod koniec pracy miałem wyładowane duchowe akumulatory. Czułem się pusty. Tak, mógłbym to nazwać oschłością. Jednakże szybko zauważyłem, że chyba podświadomie wywoływałem ten stan. Z jednej strony ciesząc się na myśl o rekolekcjach i wiedząc, że się tam znowu porządnie "odbuduję". Z drugiej strony miałem świadomość, że osłabienie duchowej dyspozycji powodowało lenistwo i zaniedbanie modlitwy, medytacji i rozmów z Bogiem. Co jeszcze bardziej pogarszało sytuację. Swoiste błędne koło. 


    Dlatego, gdy w końcu docierałem na miejsce rekolekcji, potrzebowałem natychmiastowej reanimacji duszy, czułem się bowiem wysuszony z wszelkiej obecności Bożej.

    Patrząc na to, mógłbym nieśmiało wyciągnąć wniosek, że byłem sobie po części sam winny. A owa pustka była konsekwencją moich zaniedbań. 
    Oczywiście tego zdarzały się krótkie okresy, kiedy nie czułem Pana. Odczuwałem natomiast pustkę, swego rodzaju nijakość. Nawet wtedy, gdy się modliłem, byłem na mszy, medytowałem. Wydawało mi się, że nie otrzymuje odpowiedzi (odpowiedź jest oczywiście pojęciem względnym, bardziej chodzi mi o duchowe odbieranie bodźców), drepczę beznamiętnie, modlę się ale tak naprawdę nie mam na to ochoty. Tylko, że w takich sytuacjach, gdy wreszcie pojmowałem swój emocjonalny stan i przede wszystkim znowu ogarniał mnie głód Boga, tęsknota i pragnienie, by ożywić moją relację z panem, starałem się zorganizować sobie jeden dzień w samotności i naprawdę przemodlić powód. Zrobić coś duchowo intensywnego, odwiedzić jakieś święte miejsce. A przede wszystkim usiąść przed Bogiem w wyznać mu to w prawdzie:

"Panie brakuje mi Ciebie.
Boże potrzebuję Cię.
Jeśli robię coś niewłaściwie, pokaż mi.
Pozwól mi się schronić w zagłębieniu Twojej dłoni.
Nie chcę znaków. Pragnę tylko, byś był w moim sercu."


    Pan Bóg nie odmawia, gdy ze skruszonym sercem przychodzimy i prosimy Go o Jego miłosierdzie. Czasami w takich chwilach pustki nagle zdarzało się coś lub pojawiał się ktoś, pojawiało się pozornie nic nieznaczące słowo, które jednak zapalało się, jak przysłowiowa żarówka i odsłaniało mi problem. Okazywało się bowiem, że jest przestrzeń, która wymaga przemyślenia, przedyskutowania, przemodlenia. Wydaje mi się, że była to taka pustka, która miała mi coś pokazać, popchnąć w dobrą stronę albo zupełnie zmienić kierunek poruszania się. 
    Najważniejsze jednak było uświadomienie sobie istoty problemu pustki i przyjście z nią do Boga. Reszta pochodziła od Ducha Świętego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz