środa, 25 września 2013

Szafelnia - od Samuela do Łukasza

    Przez ostatnie kilka miesięcy trwała moja przygoda z Księgami Samuela. Medytowałem. Rozmyślałem. Zapisane słowa odkrywały przede mną niesamowitą i nieskończona mądrość i miłość Pana Boga. 
    To była piękna wędrówka, chociaż nie raz zaskakiwały mnie poszczególne fragmenty, nie mówiąc już o tym, że wielu rzeczy do tej pory nie rozumiem. Wydaje mi się, że owe księgi ubogaciły mnie, oczywiście jestem świadom, że odkryłem tylko kroplę ale wierzę, że dzięki pomocy Ducha Świętego zobaczyłem i poczułem to, co miałem według zamysłu Boga.
    Teraz postanowiłem powrócić do jednej z Ewangelii synoptycznych i wybrałem św. Łukasza. W związku z tym, co jakiś czas pojawią się moje przemyślenia z medytacji nad fragmentami tej księgi. Dzisiaj kilka spraw, które poruszyły mnie w pierwszym rozdziale, podczas lektury zapowiedzi narodzenia Jana Chrzciciela. 

 (Łk 1,5-25)


 
    Jak wielka mądrość tkwi w tym, że Pan Bóg, by zbudować i wypróbować naszą ufność i wierność wobec Niego, zwleka z podarowaniem nam tego, czego w głębi serca pragniemy i o co wielokrotnie Go prosimy. 
    Oczywiście nie zawsze otrzymujemy dokładnie to, co i w takiej formie sobie wymarzyliśmy, ponieważ Pan wie doskonale czego potrzebujemy. Jednak cokolwiek otrzymamy jest właśnie tym, co daje nam szczęście i prowadzi nas drogą do zbawienia i do Niego. 
    Elżbieta i Zachariasz pragnęli dziecka. Na końcu owego fragmentu jest nawet napisane, że Elżbieta swoją bezdzietność widziała, jako hańbę wśród ludzi. Mimo tego, pomimo smutku i bólu związanego z niesieniem tego krzyża, mimo faktu, że Bóg nie odpowiadał na ich zapewne wielokrotnie  i długimi latami składane prośby, małżonkowie nie stracili wiary, zaufania do Boga i przestrzegali żarliwie i wiernie ustaw Pańskich. 


    Czy nie jest tak, że często traktujemy Boga instrumentalnie?
Padamy na kolana z listą życzeń i próśb, składamy ręce tylko wtedy, jak zaboli, a nasze żarliwe modlitwy trwają tylko chwile póki nie skończy się nam cierpliwość, po czym odchodzimy rozczarowani brakiem odpowiedzi. A jakby tego było mało, mamy do Niego pretensje, wątpiąc w Jego miłosierdzie. 

    Druga sprawa, która rzuciła mi się w oczy i dotknęła mojego serca, przewija się regularnie w moich przemyśleniach. Kiedy Zachariasz ujrzał anioła Gabriela zatrwożył się i ogarnął go lęk. Myślę, że to nie był chwilowy strach spowodowany zaskoczeniem i nieoczekiwanym pojawieniem się jakiejś postaci ale szczery i ogromny lęk wypływający ze świadomości swojej niedoskonałości i grzeszności. Przerażenie mające swoje korzenie w pokorze, prostocie serca i bojaźni Bożej. 
    Niestety sam mam z tym problem. Wiem, że jeszcze długa droga przede mną do dojrzałej wiary, ponieważ zawsze dziwi mnie taka postawa. Nie rozumiem jej, bo nie potrafię się z nią zidentyfikować. Wydaje mi się bowiem, że Zachariasz nie powinien się obawiać i lękać.  Wręcz przeciwnie powinien odczuwać radość z takiego spotkania. Nie potrafię tak, jak Zachariasz uświadomić sobie i pojąć, jak bardzo niegodny jestem Bożego miłosierdzia. 
    Nie chcę przez to powiedzieć, że nie powinienem mimo wszystko ufać Bożej miłości ale zbyt mało świadomy jestem tego, że tak naprawdę na nic nie zasłużyłem, mimo tego, że tyle otrzymałem i nadal dostaję. Natomiast Zachariasz choć jest prawym i sprawiedliwym przed Bogiem człowiekiem, doskonale to wie, stąd jego lęk. 


    Na koniec równie ważny i częsty problem, sądzę, że obecny w życiu niejednego człowieka. Uwierzyć w obietnicę, ufać w niekończącą się miłość, wierność, mądrość Boga, mimo przeciwieństw, problemów, przeszkód. 
    Kiedyś dziwiło mnie zachowanie Izraela podczas ucieczki przez pustynię. Ich niewiara, która rodziła się z zaskakującą regularnością. A przecież  w tamtych czasach Pan objawiał się i rozmawiał z ludźmi poprzez proroków. Lud izraelski, od momentu wyjścia z Egiptu, otrzymał jasne, i nie dające się podważyć znaki, świadczące nie tylko o tym, że Bóg istniej ale, że opiekuje się nimi i dba, jak o dzieci. Mimo tych cudów, jednoznacznych dowodów Izraelici wciąż ulegali zwątpieniu, co rusz zapominając o tym, co się wydarzyło. 
    Zawsze mnie to dziwiło, do momentu, gdy nie uświadomiłem sobie, że w moim życiu jest podobnie. Pan Bóg w swoim miłosierdziu wielokrotnie pokazał mi, że jest blisko. Doświadczał mnie swoją miłością. Sprawiał, że zdarzały się rzeczy " po ludzku" niemożliwe. Udzielał łask, ukazywał znaki.
    A jednak. Mija trochę czasu i zapominam. Wkrada się zwątpienie, pytania. Na szczęście Pan Bóg jest wyrozumiały i nieskończenie dobry. Bóg jest wierny w swojej miłości i mimo takich potknięć, nie odrzuca. Przeciwnie, poprzez pewne doświadczenia pozwala podnieść się, by mocniej zbudować ufność i wiarę. 

    Zachariasz też nie uwierzył. Pan doświadczył go i odebrał mu mowę. Stalo się to, po to, by w swoim czasie objawiła się Chwała Boża. Można by było spojrzeć na to, jak na karę, choć ja widzę w tym niesamowitą mądrość, miłość, ponieważ z jednej strony wzmocniło to Zachariasza, a z drugiej było światłem zbawienia dla wielu. W ten sposób nawet nasze potknięcie, trudne doświadczenie Pan Bóg potrafi obrócić dla naszego dobra, choć często zauważamy to dużo później.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz