czwartek, 11 kwietnia 2013

Natchnieni - blog Patryka - Ad­o­racja Naj­święt­szego Sa­kra­mentu

     Wygląda na to, że dziś idę trochę na łatwiznę i wykorzystuję spisane słowo innych osób. No może nie do koń­ca. Po prostu, kiedy czytam i znajduję coś ciekawego, od razu myślę o tym, by podyskutować z Tobą na ten temat. Wspólne dzielenie się wrażeniami sprawia więcej przyjemności. Poza tym to są naprawdę mądre i wartościowe rzeczy. Tym razem tekst z zaprzyjaź­nionego bloga – Patryka. Traktuje on o Adoracja Najświętszego Sakramentu.

 W miarę jak przy­zwy­cza­iłem się do ciem­ności i jak ta twarz wy­ła­niała się z mroku ni­czym biały krążek, wzra­stało we mnie po­czucie światła.
(Martą Robin)
  


Ad­o­racja Naj­święt­szego Sa­kra­mentu:
jest też prze­dłu­że­niem ko­munii świętej. Bardzo często chcemy prze­żywać ko­munię, do­świad­czać jej, tym­czasem za­zwy­czaj nic nie czu­jemy a je­dynie co czu­jemy, to oschłość. Bóg jednak oszczędza nas przed po­czu­ciem jego obec­ności gdyż — cy­tując z książki za­cy­to­wa­nego o. To­masza Kwie­cienia — „gdybym na­prawdę po­czuł, to zgi­nąłbym z nad­miaru”. 
 
Stopnie, etapy do­świad­czenia ad­o­racji opi­sane już są prze św. Jana od Krzyża i Te­resę Wielką a są to etapy ogo­ło­cenia z którym czło­wiek musi się skon­fron­tować. Co cie­kawe, to wła­śnie ad­o­racja przy­spiesza ten proces.

Pierwszy etap ad­o­racji to po prostu wejść w nią i po­zo­stać. Szczerba po­rów­nuje to do re­lacji dwóch osób, które chcą się po­znawać a miarę jak są blisko siebie aż po­jawia się miejsce na ciszę, która jest zna­kiem, że te osoby są na­prawdę bli­skie sobie. Ważné, by to prze­nieść na re­lację z Bo­giem. To jest ten czas, kiedy czło­wiek prze­ko­nuje się, że Bóg od­po­wiada na jego pra­gnienia i troszczy się o niego. Jest to ten etap w którym czło­wiek kształ­tuje w sobie praw­dziwy obraz Boga miłującego.

W tym etapie ważna jest bier­ność. Czło­wiek po­wi­nien po­zwolić się ko­chać Bogu, przyj­mować Jego mi­łość, trzeba sobie uświa­domić, że to Bóg pierwszy wy­szedł nam na spo­tkanie, że my nawet w małym stopniu nie je­steśmy w stanie ko­chać Jego jak On nas.

Za­zwy­czaj wtedy po­jawia się pro­blem z my­ślami. Oka­zuje się, że coraz ciężej nam wy­trzymać nawet kilka minut na ad­o­racji, że nie do­zna­jemy wznio­słych uczuć a myśli wę­drują w inne dzie­dziny na­szego życia. Jest to ty­powy etap na mo­dli­twie w którym łatwo się znie­chęcić a jeśli trwamy, to dla­tego, że pa­mię­tamy, że czegoś prze­cież do­świad­czy­liśmy, wiemy, że prze­cież Bóg nas kocha.



Je­żeli czło­wiek przej­dzie ten etap, po ja­kimś czasie spo­strzeże ra­dość na skutek in­nego sku­pienia, które św. Te­resa z Avila na­zywa nad­przy­ro­dzonym. Jest to sku­pienie we­wnętrzne w którym czło­wie­kowi nie prze­szka­dzają już na­tar­czywe myśli, ani nie prze­szkadza trwanie w ciszy.

Ten etap przy­go­to­wuje do ko­lej­nego jakim jest od­pocz­nienie. Dusza wtedy jest spo­kojna, bo do­znaje nad­przy­ro­dzo­nych po­ciech a ból spra­wiają je­dynie nasze mo­ralne upadki.
Tak do­cho­dzimy do mo­dlitwy w duchu, co oznacza, że za­czy­namy „mo­dlić się nie­ustannie”. Do­świad­czamy, po­zna­jemy, do­zna­jemy mi­łości oso­bowej i ni­czego więcej już nie pra­gniemy.

1 komentarz:

  1. Dopiero tutaj trafiłem przypadkowo na opisane odczucia podczas adoracji. Musze przyznać ze w moim przypadku odczuwam spokój w sercu. Jest to tym bardziej dziwne ponieważ po zaleczonej tarczycy pozostało mi niejako w spadku wysokie tętno i uspokaja się jedynie wskutek używania leków lub właśnie podczas adoracji.

    OdpowiedzUsuń