słonce chyli się ku zachodowi, błękit nieba traci swój
blask,
delikatny oddech wiatru omiata moją twarz,
kiedy idę w nieznane, drogą wyścieloną grubym dywanem pożółkłych liści,
wiem, że mnie prowadzisz Panie, mocno trzymając mnie za rękę,
nagle poczułem się taki bezradny, zagubiony
mur mojego osobistego królestwa, który budowałem mozolnie przez lata
runął bezpowrotnie w ułamku sekundy
wszystko w co wierzyłem, czemu ufałem
odeszło w zapomnienie, gdy stanąłeś na mojej drodze
czuję się taki marny i niepozorny
słaby i nieporadny w swojej sile
opuszczony i złamany pod ciężarem krzyża, który niosę
jednak wiem, że właśnie tak chcę się czuć
pragnę tego bezgranicznego zagubienia i absolutnej samotności
by jedyne, co mi pozostanie to Twoja słodka obecność
chcę stanąć przed Tobą nagi, pusty, bezdomny w swoim królestwie,
by móc otulić się szalem Twojej miłości,
przytulić głowę do Twojego silnego ramienia,
dotknąć Twojej obecności, bo tylko Ty możesz uratować moją duszę
pójść za Tobą, bo Ty jesteś ucieczką
posłuchać Twojego ciepłego głosu, bo Ty jesteś radością
patrzę na spadające liście prosząc Cię Panie
bym był, jak jeden z nich
przytwierdzony do jednej z wielu, nieskończenie długiej gałęzi
a kiedy dojrzeję i przyjdzie mój czas
nadejdziesz jak wszechmocny wiatr i zerwiesz mnie gwałtownie
a później delikatnie, trzymając w objęciach, pokierujesz, uniesiesz
i chroniąc w swojej dłoni opuścisz w miejsce mojego przeznaczenia
bym stał się narzędziem i spełnieniem w Tobie
delikatny oddech wiatru omiata moją twarz,
kiedy idę w nieznane, drogą wyścieloną grubym dywanem pożółkłych liści,
wiem, że mnie prowadzisz Panie, mocno trzymając mnie za rękę,
nagle poczułem się taki bezradny, zagubiony
mur mojego osobistego królestwa, który budowałem mozolnie przez lata
runął bezpowrotnie w ułamku sekundy
wszystko w co wierzyłem, czemu ufałem
odeszło w zapomnienie, gdy stanąłeś na mojej drodze
czuję się taki marny i niepozorny
słaby i nieporadny w swojej sile
opuszczony i złamany pod ciężarem krzyża, który niosę
jednak wiem, że właśnie tak chcę się czuć
pragnę tego bezgranicznego zagubienia i absolutnej samotności
by jedyne, co mi pozostanie to Twoja słodka obecność
chcę stanąć przed Tobą nagi, pusty, bezdomny w swoim królestwie,
by móc otulić się szalem Twojej miłości,
przytulić głowę do Twojego silnego ramienia,
dotknąć Twojej obecności, bo tylko Ty możesz uratować moją duszę
pójść za Tobą, bo Ty jesteś ucieczką
posłuchać Twojego ciepłego głosu, bo Ty jesteś radością
patrzę na spadające liście prosząc Cię Panie
bym był, jak jeden z nich
przytwierdzony do jednej z wielu, nieskończenie długiej gałęzi
a kiedy dojrzeję i przyjdzie mój czas
nadejdziesz jak wszechmocny wiatr i zerwiesz mnie gwałtownie
a później delikatnie, trzymając w objęciach, pokierujesz, uniesiesz
i chroniąc w swojej dłoni opuścisz w miejsce mojego przeznaczenia
bym stał się narzędziem i spełnieniem w Tobie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz