Dziś w Ewangelii usłyszeliśmy
między innymi fragment z dziejów
apostolskich z przepięknym zdaniem wypowiedzianym przez św. Piotra:
Nie mam srebra ani złota ale co mam, to ci daję (Dz 3, 6).
Uczniowie,
napełnieni mocą Ducha Świętego, uzdrawiali dusze i ciała tych potrzebujących,
których wiara uratowała od grzechu i śmierci. Wybrani i wysłani przez Jezusa,
wykonywali z gorliwością Jego dzieło.
Kiedy słuchałem tego fragmentu, przypomniałem sobie te historie, gdy Jezus uzdrawiał ludzi. Takich przypadków było mnóstwo. Uzdrowienie sługi setnika, uzdrowienie opętanych, uzdrowienie trędowatego, sparaliżowanego, ślepego i głuchoniemego, kobiety cierpiącej na krwotok, a także wskrzeszenia umarłych. Sam bardzo lubię historię uzdrowienia chorego przy sadzawce.
Kiedy słuchałem tego fragmentu, przypomniałem sobie te historie, gdy Jezus uzdrawiał ludzi. Takich przypadków było mnóstwo. Uzdrowienie sługi setnika, uzdrowienie opętanych, uzdrowienie trędowatego, sparaliżowanego, ślepego i głuchoniemego, kobiety cierpiącej na krwotok, a także wskrzeszenia umarłych. Sam bardzo lubię historię uzdrowienia chorego przy sadzawce.
Potem nastąpiło święto żydowskie i Jezus udał się do
Jerozolimy. W Jerozolimie zaś
znajduje się sadzawka Owcza, nazwana po hebrajsku Betesda, zaopatrzona w pięć
krużganków. Wśród nich leżało mnóstwo chorych: niewidomych,
chromych, sparaliżowanych, którzy czekali na poruszenie się wody. Anioł
bowiem zstępował w stosownym czasie i poruszał wodę. A kto pierwszy wchodził po
poruszeniu się wody, doznawał uzdrowienia niezależnie od tego, na jaką cierpiał
chorobę. Znajdował się tam pewien człowiek, który już od lat
trzydziestu ośmiu cierpiał na swoją chorobę. Gdy
Jezus ujrzał go leżącego i poznał, że czeka już długi czas, rzekł do niego:
«Czy chcesz stać się zdrowym?» Odpowiedział Mu chory: «Panie,
nie mam człowieka, aby mnie wprowadził do sadzawki, gdy nastąpi poruszenie
wody. Gdy ja sam już dochodzę, inny wchodzi przede mną». Rzekł
do niego Jezus: «Wstań, weź swoje łoże i chodź!» Natychmiast
wyzdrowiał ów człowiek, wziął swoje łoże i chodził. (J 5, 1-9)
Teks o którym można
byłoby długo dyskutować. Szczególnie wyraźnie pokazana jest tutaj cierpliwość i
wiara, działanie Boga, które nie zna pojęcia czasu. Ale dziś nie chcę o tym
pisać, ponieważ w trakcie słuchania przeleciały mi przez głowę inne myśli i refleksje,
którymi chcę się podzielić.
Zdałem sobie
sprawę, że często słysząc Słowo Boże, nie potrafimy zidentyfikować się z tymi
osobami o których jest mowa. Wydają się nam odlegli, obcy i bardzo nierealni.
Jak postacie z bajek albo opowiadań. Zrozumiałem,
że trudno jest nam ubrać ich problemy, a dokładniej w tych przypadkach, ich
choroby i dolegliwości w dzisiejszą rzeczywistość. Jak mało realnie brzmi
słowo: trąd, opętanie, bycie chromym. Na co dzień tego nie widujemy. Dlatego w
ogóle nie potrafimy wyobrazić sobie tych scen, przez co nie trafia do nas symbolika
i przesłanie tych fragmentów. A w konsekwencji Słowo Boże nie działa w nas.
Pewnie myślimy: przecież mnie to nie dotyczy. Ja mam zupełnie inne problemy. Ale czy rzeczywiście?
Pewnie myślimy: przecież mnie to nie dotyczy. Ja mam zupełnie inne problemy. Ale czy rzeczywiście?
Pan Jezus mówił: Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni
i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię (Mt 11,28).
Mówi to do nas teraz żyjących, tu
obecnych:
- sparaliżowanych strachem, lękami, fobiami, więźniów własnych słabości, grzechów, barier i uzależnień;
- głuchych na prawdę, nie umiejących słuchać rad, przekonanych o własnej nieomylności
- ślepych na piękno życia, na zgubny wpływ marności tego świata, ślepi na zmierzanie ku zatraceniu, na zbawienne działanie życia prostego, pokornego i wartościowego;
- niemych - nie potrafiących mówić o emocjach, nie potrafiących wyrażać uczuć, wdzięczności;
- opętanych przez pychę, egoizm, chciwość i żądze ciała.
Jezus pyta: Czy chcesz
stać się zdrowym?
Chcesz?
Więc wiesz, co masz zrobić…
Chcesz?
Więc wiesz, co masz zrobić…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz