Kiedyś myślałem, że wiara
ogranicza. Wydawało mi się, że przestrzeganie przykazań sprawia,
że człowiek staje się smutną i bezwolna istotą. W nakazach
widziałem symbol klatki i więzienia.
Kiedyś nie znałem Boga. Znałem
siebie. Choć teraz wiem, że mi się tylko wydawało.
Kiedyś nie chciałem poznać Boga.
Znałem swoje pragnienia i marzenia. Tyle razy się myliłem.
Kiedyś nie rozumiałem sposobu
działania Boga. Kierowałem się własną logiką. Tyle błędów
popełniłem.
Pan otworzył moje oczy i mimo moich
błędów, dał mi kolejną szansę i nowe życie.
Uczę się każdego dnia Jego miłości,
mądrości, niesamowitej dobroci i bezgranicznej cierpliwości.
Dziś widzę Boży Geniusz w
najmniejszej cząstce bólu. Wydaje mi się rozpoznawać galaktyczny
kunszt w każdym Bożym Słowie. Nic nie jest bez znaczenia. Każda
łza, każdy nawet lekki uśmiech, radość i zagubienie ma sens.
Każde przykazanie, nakaz, upomnienie na wagę złota.
Niech Pan ukarze mnie za każde moje
przewinienie, bo jak mówią psalmy, mój grzech zawsze jest przede
mną.
Dziś wiem, że Bóg daje wolność.
Pokazuje, jak żyć w pełni, jak cieszyć się tymczasem tu na
ziemi. Dziś wiem, że szczęście i ból to pojęcia względne.
Jam jest Pan, Bóg twój, którym
cię wywiódł z ziemi egipskiej z domu niewoli.
Pan jest Bogiem,
który daje wolność. Zrzuca nasze więzy, oswabadza nas z
uzależnień, daje siłę walczyć ze słabościami. Pokazuje nam
drogę, która prowadzi do pełnego i dostatniego życia. Dla Niego
nic nie jest niemożliwe. Bóg wszystko robi dla nas, swoich dzieci.
Dzięki Bogu przestajemy być niewolnikami i możemy decydować o
własnym życiu.
Nie będziesz miał bogów cudzych
przede mną.
Wciąż budujemy
sobie nowe ołtarzyki. Pokładamy nadzieję w innych ludziach,
szukamy szczęścia w spełnianiu własnych marzeń. Byle więcej,
lepiej, szybciej. Zatracając poczucie prawdy. Zapominając, co jest
ważne, przeskakując proste rzeczy, gonimy za wyimaginowanym i
nierealnym szczęściem. Zatracając siebie, żyjemy fałszywym
wyobrażeniem. Stajemy się więźniami własnych pragnień.
A prawda i
szczęście jest tylko w Bogu, dlatego zamiast stawiać ołtarze
rzeczom materialnym, zamysłom własnego serca, powinniśmy przyjść
do Boga. Nie dajmy się omamić zaproszeniom i złudom tego świata.
Nie będziesz brał imienia Pana,
Boga twego, nadaremno.
Jak często
zrzucamy winę na Boga, obarczamy Go odpowiedzialnością za nasze
tragedie, trudne sytuacje i problemy? Nie szukamy odpowiedzialności
w sobie, bo tak jest łatwiej, to nie boli, nie jest powodem wstydu i
zażenowania. Ale przez to nie uczymy się, nie rozwijamy, stoimy w
miejscu i popełniamy te same błędy.
Złorzeczymy Bogu,
pogłębiając tylko naszą złość i frustrację. A niepokój serca
rośnie i nie potrafimy odnaleźć spokoju.
Kłamiąc,
przysięgamy na Boga, przez co zapominamy, co to jest szacunek,
poczucie godności i wartości. Następnie przychodzi pogarda dla
samego siebie i już nic nie ma dla nas świętości. Przestajemy
ufać nawet nam samym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz