I przyszedł ten okropny dzień, kiedy
wszystko było szare i zniekształcone. Często nie wiem dlaczego. Co
wywołuje taki stan, co go powoduje, że się nagle materializuje,
jak zły duch? Nagle, bez zapowiedzi, znalazłem się w tak podłym i
pieskim nastroju. Pojawiły się wątpliwości, smutek, żal,
mieszanka samych nieciekawych emocji. Nic nie pomagało, nic, co
zazwyczaj funkcjonowało.
Stanąłem przed Bogiem, bezradny,
zagubiony i prawie krzyczałem:
- gdzie jesteś Panie? Powiedź mi,
czego ode mnie pragniesz? Nie potrafię Cię usłyszeć i zrozumieć?
Nie czuję Twojej obecności. Czuję kompletną pustkę.
Ale nic się nie zdarzyło.
Przerażająca cisza. Stałem niezdolny zrobić, jakikolwiek krok.
Pan Bóg nie zstąpił z nieba, nie wyciągnął ręki, by mnie
wydobyć z tej ciemności, nie usłyszałem Jego głosu z góry.
Stałem i patrzyłem w niebo, a dookoła panowała cisza. Żadnego
ruchu, znaku, nic.
Jednak Pan był blisko mnie. Przemówił
przez drugiego człowieka:
„Prawdopodobnie Bóg ma dla Ciebie
jakiś plan i bardzo Cię kocha, więc i doświadcza.”
- Pan mnie doświadcza - Powtarzałem z
namaszczeniem te trzy słowa. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego,
że istnienie w Bogu i kroczenie za Chrystusem jest walką ale nie do
końca rozumiem rzeczy, które dzieją się w moim życiu, zwłaszcza
sprawy, które wydarzyły się niezależnie ode mnie. Wtedy
usłyszałem:
„Wiem jedno, Pan Bóg pisze prosto po
krzywych liniach człowieka i rzeczywiście pewne rzeczy po ludzku są
niemożliwe, ale on jest Panem właśnie rzeczy niemożliwych.”
I ja w to wierzę. Bóg daje mi siłę
i nadzieję do pokonywania każdego kolejnego dnia. Staram się być
cierpliwy i trwać mimo przeciwności ale czasem tych problemów i
trudów jest zbyt dużo i one przytłaczają, jak wielki głaz:
„Bóg dopuszcza nawet złe rzeczy,
ale tylko po to, żeby jeszcze większe dobro z tego było.”
Patrzę w przeszłość i widzę te
sytuacje, które wydawały się tragedią i końcem mojego świata, a
później nagle, z pewnej perspektywy okazywało się, że dzięki
tym doświadczeniom, zmieniłem się, dojrzałem i zobaczyłem
więcej, niż potrafiłem wcześniej. Zobaczyłem inne możliwości i
drogi.
„ Zawsze jest jakieś wyjście. Pan
Bóg, jak zamyka drzwi, to otwiera okno. ”
Czyli znowu muszę się rozejrzeć.
Spojrzeć na rzeczy takimi, jakimi są. Bez dodawania od siebie.
Odszukać prawdę. Posłuchać serca. Zebrać nowe siły i zawalczyć:
„Bóg lubi, żeby Go męczyć i
prosić o więcej niż trochę, a prawda leży tam, gdzie leży.”
Nagle poczułem się znacznie lepiej.
Być może zbyt wiele chcę naraz. Być może za bardzo się staram.
Wciąż rozmyślam i kontroluję. Próbuję, szukam, biegnę.
Ze strachu by się nie zgubić,
zabłądziłem.
A przecież:
„Nie bój się, Bóg sam wystarczy.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz