środa, 13 marca 2013

Panie poskrom we mnie pokusę prędkości, daj mi pewną rękę, dobre oko i doskonałą uwagę...

Przed godziną wysiadłem z samochodu, po tym, jak w ciągu 24 godzin przejechałem 1600 km. Niespodziewanie musiałem wybrać się w podróż. Kiedy wyjeżdżałem wielkimi płatami padał śnieg, drogi były białe i zasypane. Pod białym puchem leżała tafla lodu. Warunki na drodze były bardzo wymagające. Gdybym nie musiał, nie wychodziłbym w ogóle z domu, a ja miałem przed sobą okropnie odległy cel. Pól godziny trwało samo odśnieżanie i skrobanie zamarzniętego auta. Wsiadłem do samochodu i pomodliłem się, poprosiłem o opiekę i bezpieczną podróż. Ostrożnie wyjechałem z parkingu, ślimaczym tempem tocząc się do przodu. Liczyłem się bardzo długą i męczącą nocą. Więc kiedy po 40 kilometrach zobaczyłem czarny asfalt, zdziwiłem się. W radiu podawali cały czas wiadomości o wypadkach, korkach i utrudnieniach na drodze, a ja ciągle miałem pod kołami coraz bardziej suchą nawierzchnię. Starałem się nie cieszyć za szybko, bacznie obserwując pojawiającą się w świetle reflektorów jezdnię. Kiedy po przejechaniu kolejnych 100 kilometrów sytuacja nadal nie ulegała zmianie, odetchnąłem z ulgą i przycisnąłem pedał gazu. Byłem przygotowany na 12 godzin jazdy w jedną stronę, a ja po 7 zajechałem do celu. Oczywiście na końcu drogi oczekiwały mnie zasypane i ledwo przejezdne ulice ale te ostatnie kilometry mogłem jakoś przecierpieć. Po tym, jak złożyłem jeden mały podpis, który rozwiązał mi niesamowicie ważny problem, byłem gotowy do drogi powrotnej. Warunki na trasie nie zmieniły się, choć nie gnałem już  tak na złamanie karku, nie chciałem kusić złego, odczuwałem już trochę skutki nieprzespanej nocy i przejechanych kilometrów. Po 24 godzinach wróciłem, nadal nie wierząc w swoje szczęście. Ale czy tylko szczęście? Jak tu nie wierzyć w cuda i opiekę Pana Boga?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz