Nie mogę się powstrzymać. Muszę podzielić się z Wami fragmentem ze wspomnianej już wcześniej książki "Pies z żółtym sercem". Mnie po prostu powalił, jak cios Władymira Kliczki. Ciekawe, co Wy o nim sądzicie, oczywiście nie mam na myśli owego boksera, tylko opisu z książki. Za błędy w tłumaczeniu, bardzo przepraszam, mam nadzieję, że udało mi się oddać właściwy sens i zamysł autorki.
...Przede mną piaszczysta droga, z prawej wysoki gąszcz, a z lewej ciemny gęsty las. Byłem zmęczony. Byłem głodny. I była noc. Szedłem kilka dni, czy tygodni, już sam nie wiedziałem. Wiedziałem tylko, że nikogo nie spotkałem. Niemiła okolica. Las, piaszczysta droga, gąszcz. Nic nie zmieniało się całymi dniami i nie i wdać było końca. Kilkakrotnie wydawało mi się, że widzę dziurę w gąszczu. Myliłem się jednak. Więc dalej do przodu, gdzieś musi się to skończyć. To, co się widzi, nie może być wszystkim w życiu.
Była więc noc. Nie wiedziałem już, ile nocy spędziłem między gąszczem, a lasem. Było mrocznie i ciemno, już planowałem zwinąć się w kłębek, gdzieś w kącie, kiedy zobaczyłem nagle przed sobą w miejscu, gdzie niebo łączy się z ziemią, że coś zabłyszczało. Dalej pomyślałem. Sprawdzić, co tam leży.
Podszedłem bliżej. Patrzę, a tam jest szyld! Taki szyld z nazwiskiem, jak na drzwiach wejściowych. A na nim jest napisane: dom B.Oga. A niech to, pomyślałem. Wygląda na to, że coś się może wydarzyć. Dalej więc bez ociągania. I rzeczywiście, po siedmiu krokach, stanąłem przed starą furtką do ogrodu.
Furtka była dość wysoka, a gdzieś na niej na górze, musiała wisieć kolejna tabliczka z nazwiskiem właściciela B.Oga. A ja wiem, gdzie widnieją takie szyldy, tam tez muszą mieszkać ludzie. A gdzie oni mieszkają, musi tez być coś do zjedzenia. Przynajmniej jakiś kosz z odpadkami. Być może nawet coś więcej.
Popchałem furtkę i o dziwo nie była zamknięta, skrzypiała nieznacznie, a ja przecisnąłem się przez szparę i znalazłem się w środku.
Pomyślałem, że zwariowałem. W ogrodzie B.Oga nagle świeci słońce. Nagle nie jest już ciemno. Mimo tego, że na zewnątrz jest noc.
A poza tym wszystko wygląda, jak namalowane. Kwiaty: czerwone, niebieskie, białe, zółte, wszystkie rodzaje. Tam było tak kolorowo, że aż oczy bolały. Być może tak mi się zdawało, ponieważ od tygodni widziałem tylko las, piaszczystą drogę i gąszcz.
Jednak dalej pojawił się sad. Pomyślałem, że to z powodu głodu. Bo oto przede mną stoją jabłonie, które kwitły i równocześnie oblepione były dojrzałymi jabłkami. Obok nich na gruszach, czereśniach, śliwach było tak samo.
Kimkolwiek był ten B.Óg, znal się na ogrodnictwie.
Dalej droga prowadziła obok wodospadów. Dookoła słychać było szum spadającej wody, a ja w końcu mogłem się napić do syta. Tam też znajdowały się stawy, jeziora, rzeki. Całkiem z tyłu stała altanka ogrodowa, która zupełnie zarośnięta była winnym krzewem. Dojrzałe owoce zwisały na gałązkach pod samymi oknami. Ten B.Óg musiał tylko wyciągnąć rękę i już mógł jeść winogrona...
To tyle. Jak Wam się podoba? Jakieś skojarzenia? Bo ja mam mnóstwo. Jak uda mi się odszukać tą książkę w wersji polskiej, podam tytuł. Myślę, że byłaby niezłym pomysłem na prezent dla jakiegoś dziecka, a przy okazji samemu można poczytać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz