Odwagi, to Ja jestem, nie bójcie
się!
(Mk 6,50)
Jezus widząc, jak się trudzimy z życiu, jak wiele sytuacji jest nam przeciwnych, spieszy nam na pomoc. Dziwne tylko jest to, dlaczego zawsze chcemy działać sami. Nie liczymy na nikogo, nawet na Boga. Czasami nawet, gdy czujemy się bezradni, szukamy pomocy w ramionach złego.
Dlaczego człowiek nie woła Boga? Dlaczego nie chce Go poprosić?
Apostołowie wzięli Jezusa za zjawę. Za coś, co budzi lęk. Tak też się dzieję w naszym życiu. Nie myślimy o Chrystusie, dlatego, gdy do nas przychodzi, nie od razu potrafimy go rozpoznać.
Ewangelista pisze, że w tym samym momencie, gdy pojawił się Jezus i doszedł do łodzi apostołów, łódź dobiła do brzegu. Obecność Jezusa sprawia, że od razu docierają do celu.
Jezus wysyła nas w momencie naszego narodzenia, byśmy dotarli do kresu naszego życia, do brzegu, czyli do życia wiecznego.
W ciągu naszej drogi zmagamy się nie tylko z teraźniejszością i z tym, co przyniesie przyszłość. Często to nasza przeszłość jest bardzo mroczna. Doświadczyliśmy wiele zła i niesprawiedliwości. Popełniliśmy wiele błędów i grzechów. Odwracamy się od naszej przeszłości. Nie chcemy o niej myśleć. Nie chcemy do niej wracać. Boimy się, że ktoś nasze błędy wyciągnie na światło, ośmieszy nas. Chcielibyśmy zostawić za sobą, spychamy więc wszystko do podświadomości ale wtedy dzieje się coś takiego, że nie możemy się poruszyć, stoimy w miejscu.
Z jednej strony staramy się ze wszystkich sił dotrzeć do obranego brzegu, lepszego i spokojniejszego życia, a z drugiej strony coś nas przytrzymuje i wiąże z przeszłością. Możemy podejmować wiele wysiłku i trudu, uczestniczyć w rekolekcjach i dniach skupienia ale im przeszłość jest bardziej mroczna, bolesna, tym bardziej zdaje się nam ciążyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz